Podwyżki nauczycieli. PiS robi problemy, samorządy bezradne, a bieda w szkołach coraz większa
Temat nowej podwyżki pensji dla nauczycieli wałkowany był od końca wakacji ubiegłego roku (poprzednia podwyżka była w maju 2022 i wyniosła 4,4 proc.). Wtedy jednak PiS argumentował, że kolejnego wzrostu wynagrodzeń nie przewidziano w budżecie, trzeba więc poczekać do roku 2023. Przemysław Czarnek obiecał, że będzie to wzrost o 9 proc. od 1 stycznia 2023, bez względu na stopień awansu zawodowego.
Kiedy jednak w styczniu rząd zaczął przymierzać się do nowego budżetu, obiecana podwyżka zmalała. PiS postanowił podnieść wynagrodzenia całej sfery budżetowej, w tym także nauczycielom, o 7,8 proc. ZNP zabiegał o rozmowę z ministrem edukacji i nauki, gdyż chciał wynegocjować wyższe stawki, niczego jednak nie wskórał. Związkowcy dowiedzieli się, że nauczyciele nie zostaną potraktowani ani lepiej, ani gorzej niż pozostali pracownicy budżetówki. Podwyżki zostały wpisane do ustawy budżetowej, którą Sejm uchwalił pod koniec stycznia, a prezydent podpisał 2 lutego br. Wtedy było już jasne, że wynagrodzenia nauczycieli wzrosną o 7,8 proc. (Sejm odrzucił poprawkę Senatu, zdominowanego przez opozycję, zgodnie z którą pensje nauczycieli miałyby być wyższe o 25,3 proc.).
Na kogo teraz głosować?
Przemysław Czarnek rozporządzenie o nowych stawkach wynagrodzeń podpisał pod koniec lutego, co spowodowało, że wypłaty dla nauczycieli opóźniły się o prawie miesiąc. Mimo to władze samorządowe Łodzi, zdominowane przez opozycję (Platforma i SLD), zdziwiły się, że trzeba nauczycielom wypłacić wyższe wynagrodzenia. Przekonywały opinię publiczną, że w budżecie miasta na rok 2023 nie zaplanowały tego dodatkowego wydatku na rzecz pracowników oświaty. Gdy cała Polska wiedziała, że budżetówka otrzyma podwyżkę o 7,8 proc.