Sidła złych wieści
Ronja von Wurmb-Seibel dla „Polityki”. Dlaczego media nas straszą, choć złe wiadomości nam szkodzą
JACEK ŻAKOWSKI: – Jak się pani ma?
RONJA VON WURMB-SEIBEL: – Dziś super. Świeci słońce, a ja od rana nie włączyłam komputera ani telewizora. Mam dzień bez wiadomości. To dobrze robi na głowę.
Już się boję. Bo jest popołudnie, a wybitna niemiecka dziennikarka nie wie, co się dzieje na świecie.
Wiem, co się dzieje. Nie wiem tylko, o czym media informowały przez ostatnie kilkanaście godzin. Dzięki temu potrafię cieszyć się słońcem. Miałam z tym coraz większy problem, nim zaczęłam robić sobie głodówki informacyjne. Myślałam już nawet, że coś jest ze mną nie tak, skoro coraz trudniej jest mi się czymkolwiek ucieszyć. Aż w „British Journal of Psychology” przeczytałam badania pokazujące, że wystarczy kilkanaście minut oglądania newsów, żeby złe myśli zdominowały nasze postrzeganie świata.
Czyli?
Żebyśmy się zaczęli bać. Nie tylko o przyszłość świata, ale o własne życie. A gdy czujemy już strach, aktywniej wyszukujemy złe informacje, uzależniamy się od nich, pozwalamy, by rządziły naszymi emocjami, tak jakby wszystkie złe zdarzenia, o których słyszymy, dotyczyły nas samych. Ludzie wciąż słyszący o aktach terroryzmu zaczynają przeżywać je tak, jakby dotknęły ich samych. Po zamachach 11 września, w okresie „wojny z terroryzmem”, słynny amerykański psycholog, badacz traum Filip Zimbardo, nazwał to „syndromem stresu przedurazowego” (PTSS).
Jak słynne PTSD, czyli zespół stresu pourazowego, na który cierpią ranni wracający z wojny, tylko bez doświadczania urazu.
Skutek jest podobny: lęk, zagubienie, nietolerancja, uprzedzenia, nieufność, ksenofobia, a wraz z nimi poczucie bezsilności, apatia, emocjonalny paraliż. W XXI w.