Przeoczone klasy
Siedzą, gadają, patrzą w telefony. Polska zawodzi ukraińskich uczniów. Ewenement w skali świata
Na ekranie telefonu Olgi co rano wyświetla się twarz nauczycielki i tablica. W czasie zdalnych lekcji, nadawanych ze szkoły w Winnicy, nie widać osób, które uczą się na miejscu, w sali. Ale Olga wie, że to same dziewczyny. Pięciu chłopców z klasy zginęło na wojnie. Nie został ani jeden.
W mniejszych okienkach komunikatora Olga widzi też tych, którzy łączą się online z Niemiec, Kanady, a także z Winnicy, z własnych domów. W szkole nie może być naraz więcej osób, niż zmieści się w schronie. Kamerki uczniów zdalnych muszą być włączone. Kilka razy w tygodniu, gdy specjalna aplikacja daje sygnał o alarmie lotniczym, cała szkoła schodzi do dawnej piwnicy. W nauczaniu online jest wtedy przerwa.
Olga ma 16 lat, uczy się zdalnie czwarty rok, z przerwą na jesień 2021 r. – między pandemią a wojną. Przyjechała do Warszawy w czerwcu 2022 r. z rodzicami, młodszą siostrą i bratem. Oni chodzą do szkoły, ona powinna pracować, ale nie może nic znaleźć. Może przez język. Polski, mówi Olga, jest vażko – trudny. Rozmowa idzie ciężko, w mieszance polskiego, ukraińskiego i angielskiego. Ale gdy Olgę zapytać, czy tęskni, odpowiada płynnie: – Tak, proszę pani. Bardzo.
Odpływ
Spotykamy się w Spoko Cafe, klubokawiarni w Warszawie przy ul. Kredytowej, zorganizowanej za pieniądze Norwegian Refugee Council przez Polską Akcję Humanitarną i streetworkerów z Grupy Pedagogiki i Animacji Społecznej. Młodzi czują się tu u siebie. Nie przychodzą dzieciaki przed 14. rokiem życia ani dorośli po 22., poza animatorami i psychologiem. Można wziąć udział w konsultacjach albo w warsztatach, wypić herbatę, pograć w ping-ponga. Olga, wysoka, długowłosa, starannie umalowana, w Spoko Cafe znalazła nawet chłopaka. Ale poza tym życie towarzyskie prowadzi tylko na Telegramie, godzinami pisze z koleżankami ze szkoły.