Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Służby dalej nie badają mięsa, które jadły koty zakażone ptasią grypą. „To bezczynność państwa”

Briefing prasowy ministra rolnictwa i rozwoju wsi w Warszawie Briefing prasowy ministra rolnictwa i rozwoju wsi w Warszawie Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Wirus ptasiej grypy w sklepowym mięsie drobiowym przyczyną śmierci kotów? Ministerstwo rolnictwa, Państwowa Inspekcja Weterynaryjna oraz Związek Polskie Mięso twierdzą, że to manipulacja, i dyskredytują badania naukowców. „Wobec bezczynności państwa uznaliśmy, że musimy zacząć działać” – komentuje dla „Polityki” prof. Krzysztof Pyrć.

Po tym, jak prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, razem z dwoma zespołami naukowców wyizolował wirusa ptasiej grypy A/H5N1 w jednej z pięciu próbek surowego mięsa drobiowego, które jadły przed śmiercią koty, rozpętała się burza.

Państwowe służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo żywności oskarżają o manipulację już nie tylko dziennikarzy, ale i naukowców. „Pod uwagę wzięto zmanipulowane i niesprawdzone badania, które były prowadzone przez zespół naukowców z Krakowa” – powiedział na samym wstępie konferencji prasowej, zwołanej w temacie kotów, podsekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa Krzysztof Ciecióra.

– Badania były prowadzone z zachowaniem wszelkiej staranności i potwierdzone przez niezależne laboratorium w Gdańsku. Dodatkowo wyizolowaliśmy z materiału zakaźnego wirusa, co stanowi niepodważalny dowód na jego istnienie – mówi nam prof. Pyrć, którego na konferencji nie było, bo jechał właśnie do Francji. Nie możemy na podstawie uzyskanego wyniku jednoznacznie określić jego źródła. Wolałbym jednak, aby urzędnicy ministerialni nie zarzucali bezpodstawnie naukowcom manipulacji, bo to źle o nich świadczy.

Filet zaraził się od kota?

Przedstawiciele władzy podważają jednak wyniki badań. Po pierwsze, dlatego że jeden pozytywny wynik nic jeszcze nie znaczy. – Musi być więcej, 20, 25, żeby to na poważnie analizować – mówi prof. Stanisław Winiarczyk kierujący Instytutem Weterynarii w Puławach. Po drugie, próbek nie pobierali lekarze z inspekcji weterynaryjnej zgodnie z zasadami bioasekuracji.

Reklama