Służby dalej nie badają mięsa, które jadły koty zakażone ptasią grypą. „To bezczynność państwa”
Po tym, jak prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, razem z dwoma zespołami naukowców wyizolował wirusa ptasiej grypy A/H5N1 w jednej z pięciu próbek surowego mięsa drobiowego, które jadły przed śmiercią koty, rozpętała się burza.
Państwowe służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo żywności oskarżają o manipulację już nie tylko dziennikarzy, ale i naukowców. „Pod uwagę wzięto zmanipulowane i niesprawdzone badania, które były prowadzone przez zespół naukowców z Krakowa” – powiedział na samym wstępie konferencji prasowej, zwołanej w temacie kotów, podsekretarz stanu w ministerstwie rolnictwa Krzysztof Ciecióra.
– Badania były prowadzone z zachowaniem wszelkiej staranności i potwierdzone przez niezależne laboratorium w Gdańsku. Dodatkowo wyizolowaliśmy z materiału zakaźnego wirusa, co stanowi niepodważalny dowód na jego istnienie – mówi nam prof. Pyrć, którego na konferencji nie było, bo jechał właśnie do Francji. – Nie możemy na podstawie uzyskanego wyniku jednoznacznie określić jego źródła. Wolałbym jednak, aby urzędnicy ministerialni nie zarzucali bezpodstawnie naukowcom manipulacji, bo to źle o nich świadczy.
Filet zaraził się od kota?
Przedstawiciele władzy podważają jednak wyniki badań. Po pierwsze, dlatego że jeden pozytywny wynik nic jeszcze nie znaczy. – Musi być więcej, 20, 25, żeby to na poważnie analizować – mówi prof. Stanisław Winiarczyk kierujący Instytutem Weterynarii w Puławach. Po drugie, próbek nie pobierali lekarze z inspekcji weterynaryjnej zgodnie z zasadami bioasekuracji.