Niedzielski w ostrym sporze z lekarzami: poszło o tweety. Pacjentów powinno to martwić
Wystarczająco długo obserwuję relacje między Naczelną Izbą Lekarską a Ministerstwem Zdrowia, aby nie być zaskoczonym napięciami pomiędzy obydwoma ośrodkami władzy. NIL sprawuje ją nad najważniejszym w ochronie zdrowia samorządem zawodowym (nie umniejszam znaczenia innych, jednak ten reaktywowano w 1989 r. jako pierwszy). Minister ma natomiast pod swoimi rządami cały system, a więc również wydaje decyzje obligatoryjne dla lekarzy, co ma przełożenie na rzesze pacjentów i chorych.
W ostatnim dwudziestoleciu do ostrych spięć między władzami samorządu a urzędującymi szefami resortu zdrowia dochodziło nawet wtedy, gdy zostawali nimi namaszczeni przez niego lekarze. Dość powiedzieć, że swoje potyczki z kolegami miał i Zbigniew Religa, i Bartosz Arłukowicz, a nawet Konstanty Radziwiłł, który wcześniej przez dwie kadencje był prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej.
Ale to, co dzieje się teraz pomiędzy mocno odmłodzonymi (w stosunku do poprzednich lat) władzami izby a ministrem, który nie jest lekarzem, lecz ekonomistą (a bardziej rasowym politykiem ideowo zespawanym z partią PiS), dalece wykracza poza standardy, jakie w tych zawsze trudnych kontaktach wypracowano do tej pory.
Widać, że obie strony reagują na siebie coraz gorzej, a ostatnia odsłona otwartej wojny dotyczy zamieszania z limitami na wystawianie recept. I choć to Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zamierza pozwać do sądu ministra Niedzielskiego, a nie szefowie samorządu, to jedni i drudzy ramię w ramię protestują przeciwko jego szkalującym wpisom na Twitterze.