Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Krzyż pański z tą szkołą! Katecheci odchodzą. Uczą jeszcze ci, którym kuria każe

Krzyż w sali lekcyjnej Krzyż w sali lekcyjnej Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl
Nauczanie religii odbierane jest przez katechetów jak istny krzyż pański i droga przez mękę. Księży prawie nie ma w publicznych szkołach. Przestali spełniać się w posłudze. Bo praca niewdzięczna, a dzieci zrobiły się trudne.

Kiedy rodzice dopominają się o lekcje etyki, często słyszą, że nie ma tego przedmiotu, bo brakuje nauczycieli etyki. I to jest prawda. Osoby z wykształceniem filozoficznym (etyka jest dyscypliną filozofii) nie palą się do pracy w szkole. Moralności nie ma kto uczyć. Szkoły oferują za mało godzin etyki (w jednym moim liceum tylko cztery w tygodniu, w drugim dwie), żeby opłacało się przychodzić do takiej pracy. Żeby etyk uzbierał godziny na etat, musiałby zatrudnić się w kilku placówkach, może nawet dziesięciu. To często nie jest fizycznie możliwe, a na pewno jest absurdalne.

Znikła presja na katechezę

Podobny problem dotknął katechetów. Skończyły się czasy, kiedy szkoły oferowały mnóstwo lekcji religii: po dwie dla każdej klasy. W moim liceum dawniej pracowało czterech, pięciu księży, gdyż na religię chodzili wszyscy lub prawie wszyscy uczniowie. Życie religijne w szkole kwitło, a księża brali udział we wszystkich wydarzeniach. Było ich wszędzie pełno.

Wychowawcy potrafili na pierwszej lekcji ze swoją klasą powiedzieć, że nie wyobrażają sobie, aby ktoś zrezygnował z katechezy. Presję wywierali też rodzice. Obecnie tej presji nie ma, zmieniło się też nastawienie młodzieży do Kościoła, w rezultacie na religię chodzi po kilka osób z klasy, czasem nikt. Księży w szkole w ogóle nie widać. Zastąpili ich świeccy katecheci, ale ich też prawie nie ma.

Z ok. 40 godzin lekcji religii, jakie dawniej prowadzono w mojej szkole, zostało dziesięć, czyli zaledwie pół etatu.

Reklama