Swój do swojego po nie swoje
Swój do swojego po nie swoje. Te pieniądze miały iść na wsparcie Polonii. PiS je sobie wziął i wydał na lans
Głównie chodzi o pomoc dla Polaków na Wschodzie. Na Białorusi według oficjalnych danych żyje ich 400 tys., choć szacuje się, że naprawdę dwa razy więcej. Ogromna część to seniorzy, kombatanci, potrzebne są leki, żywność, ale też środki na utrzymanie szkół polskich, które Łukaszenka usunął dwa lata temu z systemu szkolnego.
Na Ukrainie żyje ok. 250 tys. Polaków. Senat, który do 2019 r. dzielił dla nich pieniądze, przyjął w uchwale „zasadę szczególnej powinności wobec rodaków na Wschodzie, potomków tych, którzy pozostali w granicach dawnej Rzeczypospolitej i tych osiedlonych jako ofiary deportacji na terenach państw dawnego Związku Radzieckiego”.
Powodem przejęcia przez PiS zapisanych już w budżecie Senatu 100 mln zł na 2020 r. na to wsparcie był fakt, że w wyborach w 2019 r. większość senacką zdobyła Platforma. Co zrobił PiS? Mając większość w Sejmie, przegłosował poprawkę do ustawy budżetowej, którą zabrał Senatowi te pieniądze. Potem porozrzucał je w różnych miejscach. Trochę dał Ministerstwu Edukacji, trochę resortowi kultury, trochę Ministerstwu Pracy i Polityki Społecznej i MSZ. A resztę – 60 mln zł – oddał do dyspozycji jednemu człowiekowi, swojemu działaczowi, 38-letniemu wówczas Janowi Dziedziczakowi. Mama, repatriantka z Wilna w 1956 r., syn instruktor Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej, członek katolickiej organizacji Rycerze Kolumba, ultrakonserwatysta. Jeden z najbliższych ludzi Jarosława Kaczyńskiego, najpierw jego piarowiec odpowiedzialny za medialny wizerunek, a w latach 2005–06 rzecznik jego rządu. I to Kaczyński wysłał go do rządu Morawieckiego.
W grudniu 2019 r. premier Morawiecki powołał Dziedziczaka na nowo utworzone stanowisko pełnomocnika rządu ds. Polonii i Polaków za Granicą, w randze sekretarza stanu, dając mu szerokie kompetencje.