W potokach TikToka
Czy TikTok zabiera nam dzieci i ogłupia? Co robi, że tak wciąga? Rodzicu, zajrzyj do środka
Na kogo wolałabyś się natknąć w lesie: na niedźwiedzia czy mężczyznę? – ta fraza rozpala ostatnio TikToka i rozchodzi się po sieci wiralowo. Pytane stwierdzają najczęściej, że wolałyby niedźwiedzia. Nawet jeśli je zaatakuje, to nie powie, że go sprowokowały, spacerując samotnie i nieodpowiednio ubrane. Ta wirtualna wymiana zdań dobrze obrazuje, z czym mamy na TikToku do czynienia: to często parodie i autoironiczne komentarze ilustrowane zabawnymi filmikami. Ale też lekko podane całkiem poważne treści. Śledząc trendy, sporo można się dowiedzieć o tym, co tę młodą społeczność ekscytuje, śmieszy i martwi. A kogo martwi sam TikTok? Wielu rodziców, a ostatnio także wiele rządów.
Co jest fajne
Spójrzmy w oczy temu dziwacznemu monstrum (miliard użytkowników!), jak się lubi myśleć o TikToku, który dziś uosabia obawy przed cyfrowym światem. Wciąga i kusi, bo na tle konkurentów przypomina lunapark. Żeby dostać bilet wstępu, trzeba mieć minimum 13 lat. A potem hulaj dusza. TikTok jest szybki, zabawny, kolorowy, złożony wyłącznie z krótkich filmików, więc lekkostrawny, w dodatku zna nas na wylot, bo błyskawicznie się uczy.
Można TikToka nie lubić, ale gdyby przyznawano Nobla za algorytm, pewnie by go dostał, tak sprawnie prześwietla użytkowników. Na Facebooku też widzimy treści, które nas interesują, ale Meta (firma matka FB) nastawia radar na materiały budzące emocje, czyli – jak to w internecie – popularne opinie, wpisy krzykaczy, trolli czy tzw. atencjuszy. Dobrze to pokazał przykład platformy Threads Marka Zuckerberga, która tak jak X (dawniej Twitter) miała służyć do mikroblogowania – na początek podsuwała nam do rozmów znajomych z Instagrama, a po wyczerpaniu tej puli proponowała autorów, z którymi nic nas specjalnie nie łączy, za to są głośni i widoczni.