Gdyby „Reniferek” był kobietą, to byłaby inna opowieść. Ale przemoc nie zna płci
ANNA J. DUDEK: Z danych za ubiegły rok wynika, że przemocy doświadczyło 88 tys. osób, w tym ponad 65 tys. kobiet, 10 tys. mężczyzn i 12 tys. małoletnich. To statystyka oparta na liczbie niebieskich kart – ofiar jest więcej, nie wszystkie zgłaszają przemoc. Ale widać ogromną dysproporcję: wiemy, że to najczęściej są kobiety.
DR MICHAŁ BOMASTYK: Fakt, że to kobiety przede wszystkim doświadczają przemocy ze strony mężczyzn, jest niezaprzeczalny – nawet jeśli statystyki są niekompletne. Osoba, która doświadcza przemocy, nie zawsze ma siłę, by ją zgłosić, a powody są najróżniejsze: od strachu przed reakcją otoczenia po poczucie porażki, wstydu, lęku o sytuację bytową. To dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet, bo przemoc jest problemem, w którym przecinają się rozmaite płaszczyzny: płeć, pieniądze, orientacja psychoseksualna, status społeczny, miejsce zamieszkania. Tych zmiennych jest wiele. W przypadku mężczyzn jest to bardziej skomplikowane, bo pokutuje stereotyp, jakoby nie mogli doświadczać przemocy. A dlaczego? A no właśnie dlatego, że są mężczyznami. Bo co, „kobieta mnie bije”?
Kruche poczucie wartości
To kolejny stereotyp – przecież sprawcą może być drugi mężczyzna.
Tych stereotypów, które mamy wdrukowane z powodu funkcjonowania w patriarchalnym paradygmacie, jest więcej. Jeśli mężczyzna doświadcza przemocy, szczególnie ze strony kobiety, która przecież jest postrzegana jako „słabsza płeć”, jest postrzegany jako niemęski. Przecież ma być twardy i silny. Nie może okazywać słabości, płakać, wzruszać się.