We wtorek 14 maja zaczął się egzamin ósmoklasisty. W pierwszym dniu uczniowie zmagali się z językiem polskim, jutro czeka ich matematyka, a pojutrze język obcy nowożytny (łaciny zdawać nie można). Wyniki tego egzaminu są bardzo ważne, gdyż decydują o tym, w jakiej szkole będzie dalej uczył się absolwent podstawówki. To swego rodzaju egzamin wstępny do upragnionego liceum lub technikum, ewentualnie do cieszącej się dobrą opinią szkoły branżowej.
Tegoroczny arkusz z języka polskiego jest tak dobry, że przecierałem oczy ze zdumienia. Okazuje się, iż można sensownie dobrać teksty źródłowe, wymyślić mądre pytania i dać jako temat rozprawki ambitny problem do rozwiązania (zamiast rozprawki uczeń mógł napisać opowiadanie – prawo wyboru gatunku wypracowania to również świetny pomysł). Aż dziw bierze, dlaczego egzamin maturalny jest tak fatalny. Jeśli jakaś różnica jakości między tymi egzaminami musi być, to raczej odwrotna: matura powinna być ukoronowaniem egzaminowania, a nie jego parodią.
Dobrze, że nie ma progów
Przyczyna jest jednak łatwa do odkrycia. Twórcy egzaminu ósmoklasisty nie muszą dwoić się i troić, aby wymyślić test i tematy wypracowań, z którymi poradzi sobie przeważająca większość zdających. Na egzaminie po szkole podstawowej nie obowiązuje próg zdawalności (na maturze obowiązuje 30 proc. na poziomie podstawowym), nie trzeba więc szukać sposobu, aby przepchnąć prawie wszystkich zdających. Maturę jakieś cztery piąte rocznika musi zdać bez względu na swoją wiedzę i umiejętności. To polityka edukacyjna państwa. Ten oczekiwany przez władzę wynik coraz trudniej osiągnąć, stąd w arkuszu kuriozalne zadania i polecenia.
Twórcy arkuszy maturalnych mają związane ręce. Z powodu progu 30 proc. (chodzi tylko o obowiązkowy poziom podstawowy, na poziomie rozszerzonym zalicza sama obecność), który zapewnia zdanie matury, jest to przede wszystkim egzamin dla autorów zadań (mają być łatwe), dla egzaminatorów (nieomal w każdym rozwiązaniu należy dostrzec zalążek poprawności i zaliczyć) oraz urzędników Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i podległych jej Okręgowych Komisji Egzaminacyjnych (mają czuwać, aby nie doszło do zbyt wielu porażek). Kciuki za maturzystów trzymają nie tylko rodzice i przyjaciele, ale przede wszystkim organizatorzy tego egzaminu. On musi się udać. Matura nie sprawdza jakości nauczania w Polsce, to tylko kontrola liczby ludzi otrzymujących prawo do kontynuowania nauki na poziomie wyższym. Ma być ich jak najwięcej.
Tych ograniczeń i strachów nie ma na egzaminie ósmoklasisty, wystarczy bowiem samo uczestniczenie w egzaminie, aby go zdać (zero punktów też zalicza). Dlatego twórcy arkuszy egzaminu ósmoklasisty są wolni, nie czuwa nad nimi żaden polityk odpowiedzialny za edukację ani żaden ministerialny urzędnik. Autorzy zadań mogą więc rozwinąć skrzydła i wymyślić sensowny sprawdzian, a nie taki, który gwarantuje wysoką zdawalność. Zazdroszczę koleżankom i kolegom ze szkół podstawowych: dzisiaj ich uczniowie dostali argument, że trzeba się uczyć i rozwijać, inaczej nie zda się dobrze egzaminu ósmoklasisty. Egzamin dla podstawówek jest wymagający i dzięki temu sensowny, natomiast matura z języka polskiego leży i kwiczy. W szkołach ponadpodstawowych nie ocieramy się o absurd egzaminowania, lecz jesteśmy w samym środku czystego nonsensu.
Egzamin ósmoklasisty mówi prawdę
Bardzo mnie ucieszył dzisiejszy egzamin z języka polskiego. Mam bowiem pewność, że otrzymam rzetelną informację o wiedzy i umiejętnościach kandydatów do mojego liceum. Tej pewności nie mogą mieć pracownicy uczelni, gdyż wyniki matur przekłamują, nie poświadczają, co umie, a czego nie umie kandydat do studiowania. Są raczej – jak to wykazał to rok temu Jerzy Sosnowski w tekście „Matura 2023, czyli katastrofa egzaminacyjna” – ukrytą formą losowania. Nic więc dziwnego, że pracownicy najlepszych uczelni domagają się przywrócenia egzaminów wstępnych na studia lub przeniesienia matur na uczelnie (ostatnio wspominał o tym prof. B. Śliwerski). Nie ufają bowiem, że CKE przeprowadza matury rzetelnie. Nie ma natomiast takiej potrzeby w odniesieniu do egzaminu ósmoklasisty. To całkiem sensowny sprawdzian, matura do pięt mu nie dorasta.
Oczywiście dzisiejszy egzamin z języka polskiego ma też wady. Zdziwiło mnie, że do doskonale dobranego wiersza Czesława Miłosza pt. „Dar” (krótki, zrozumiały, językowo piękny, tematycznie nieobojętny, lirycznie poruszający utwór) trzeba było dać notkę, iż autor jest „jednym z najwybitniejszych poetów”. Wypadałoby oczekiwać, że absolwenci szkoły podstawowej kojarzą nazwiska polskich noblistów, w końcu nie mamy ich stu, lecz w literaturze zaledwie pięcioro (Sienkiewicz, Reymont, Miłosz, Szymborska i Tokarczuk). Dziwi natomiast brak przypisu do Frederica Lenoira, którego esej znalazł się w arkuszu. Uczniowie mają prawo nie znać tego francuskiego filozofa, krótka notka pomogłaby im dostrzec żywego człowieka, a nie tylko czarne literki w nazwisku. To jednak drobne niedopatrzenie.
Poprzeczkę wymagań dla osób kończących szkołę podstawową powieszono zaskakująco wysoko. Od maturzystów raczej nie wymaga się, aby dali przykład z lektury obowiązkowej „bohatera, który zdobył się na bohaterski czyn, przekraczający możliwości przeciętnego człowieka – i uzasadnili swój wybór”. Na maturze nie ryzykuje się takich pytań, prędzej na próbnej, a przecież od absolwentów szkół średnich powinno się wymagać więcej niż od ich o cztery, pięć lat młodszych kolegów. Ósmoklasistom można stawiać wysokie wymagania, gdyż ich odpowiedzi stanowią tylko informację o poziomie wiedzy, nie skutkują zaś niezaliczeniem egzaminu.
Ósmoklasiści otrzymali zaskakująco dużo zadań otwartych, czego unika się na maturze. 15-latkowie muszą napisać więcej tekstów – uzasadnienie, streszczenie, zaproszenie i wypracowanie – niż maturzyści, a mają na to znacznie mniej czasu (matura trwa 240 min, natomiast egzamin ósmoklasisty 120). Co z tego, że absolwent liceum ma pisać dłuższe teksty, przecież do stworzenia wypowiedzi pisemnej potrzeba nie tylko słów, ale też pomysłu i wiedzy, a ustalenie tego wymaga podobnie dużo czasu.
Na obydwu egzaminach należy się odwołać do wybranej lektury obowiązkowej, ale licealista może czerpać z lektur swoich i ze szkoły podstawowej (olbrzymia lista tekstów do wyboru znajduje się w arkuszu maturalnym), a ósmoklasista ma do dyspozycji tylko swój zestaw ze szkoły podstawowej (krótki zestaw dzieł do wykorzystania na egzaminie). Byłoby sprawiedliwie, gdyby 15-latek miał prawo wykazać się wiedzą o dowolnym utworze literackim, który zna, a nie tylko takim, który podsuwa mu CKE. Te wszystkie „drobnostki” powodują, że egzamin ósmoklasisty jest trudniejszy od matury, a przecież liczy się jeszcze mniejsze doświadczenie i brak dojrzałości absolwentów podstawówek. Im naprawdę jest trudniej, jednak jest to trudność, która nadaje egzaminowi sens.
O patriotyzmie na luzie
Mądrość i rozwagę twórców arkusza egzaminacyjnego widać nawet w tym, co zrobili z patriotycznym i wojennym tekstem Aleksandra Kamińskiego pt. „Kamienie na szaniec”. Na maturze zapewne byłyby pytania o poświęcenie, cierpienie i konieczność służenia ojczyźnie, natomiast niczego takiego nie było na egzaminie ósmoklasisty. Pytania dotyczyły bowiem relacji międzyludzkich, pomagania przyjacielowi, osiągania celów dzięki pomocy drugiego człowieka.
Nawet historia o zrywaniu flag niemieckich przez warszawiaków podczas okupacji została potraktowana na luzie jako młodzieńcze wyzwanie. Miło wiedzieć, że literaturę polską można interpretować w duchu humanitarnym, egzystencjalnym, psychologicznym, zwyczajnie ludzkim, a nie bogoojczyźnianym. A to się zdziwią obecni ósmoklasiści, gdy trafią do liceum czy technikum i zaczną na nowo poznawać polską klasykę. Będą musieli zapomnieć o ludzkich sprawach, cała para interpretacji prawdopodobnie pójdzie w gwizdek martyrologiczny i cierpiętniczy.
Autorzy arkusza mają smykałkę do zadawania pytań, które nie rażą sztucznością, gdyż ich celem nie jest przepchnąć zdającego, lecz sprawdzić jego wiedzę. Za dydaktyczne cacuszko można uznać zadanie przyjrzenia się grze planszowej inspirowanej lekturą i odnalezienie elementów graficznych powiązanych z fabułą dzieła literackiego. To nie jest zwykłe polecenie sprawdzające znajomość lektury, lecz inspirujące do samodzielnego, twórczego myślenia. Tu zresztą każdy uczeń może się wykazać: zarówno mistrz zapamiętywania szczegółów (np. kino w „Kamieniach na szaniec”), jak i osoba ucząca się metodą skojarzeń (fotograf – sklep – samochód). Tylko jeden typ ucznia będzie bezradny: taki, który nie czyta niczego. Niestety w liceum coraz więcej takich uczniów, nawet w klasach o profilu humanistycznym, którzy nie czytają lektur. Po co czytać, skoro pytania maturalne są tak konstruowane, aby znajomość lektur nie była konieczna?
Na dzisiejszym egzaminie nawet zadania sprawdzające sprawność językową skonstruowano z polotem. Na przykład polecono ósmoklasistom przekształcić potoczną frazę w zdaniu: „Alek już z daleka wlepił wzrok we fronton” na wyrażenie w polszczyźnie wzorcowej (ciekawe, co uczeń wymyśli). W liceum rezygnuje się z kształcenia umiejętności przekładania języka niskiego na wysoki, gdyż byłaby to robota głupiego. Na maturze nie ma premii za taką sprawność, więc po co ją ćwiczyć? Podobnie inne sprawności językowe czy ortograficzne, przypisywane dawniej wykształconym ludziom, są tak nisko oceniane na maturze albo wręcz wcale, że kształtowanie ich w liceum to fanaberia. Ostatnim bastionem kształcenia dawnych inteligenckich umiejętności jest podstawówka, natomiast w szkołach średnich coraz częściej stawia się na pozorowanie nauki. Sprzyja temu nastawiona na ilość matura.
Godny polecenia jest styl, w jakim stworzono arkusz egzaminacyjny z języka polskiego. Zdającym postawiono pytania, które nadają nauce szkolnej sens, promują czytanie lektur. Zadania jednak nie tylko sprawdzają wiedzę, ale też zachęcają do twórczego myślenia, do kojarzenia pozornie odległych światów. Zachwycił mnie wręcz pomysł, aby zapytać 15-letnich uczniów o powiązania między myślą filozofa Alaina (pseudonim E. Chartiera) a wymową wiersza „Dar” Miłosza (zadanie 15). Żeby odpowiedzieć na pytanie, nastolatek sam musi pofilozofować.
Chciałoby się pogratulować CKE dobrego egzaminu ósmoklasisty. Trudno jednak chwalić instytucję, z której wychodzi tak wiele zła, a tylko od czasu do czasu jakieś dobro. Mam nadzieję, że arkusz z języka polskiego nie stanie się podziwianym wyjątkiem w bagnie nieudanych pomysłów, lecz kolejne dni egzaminu ósmoklasisty będą równie dobre.