Przygotowania do zawarcia związku zacznij w urzędzie paszportowym. Pobierz czerwoną książeczkę z orłem i jedź. Do Danii, Niemiec albo choćby na Węgry. Zaproście gości, cieszcie się ceremonią, a potem wrzućcie zdjęcia na Facebooka. Dla tych, co dotrzeć nie mogli, bo jednak za daleko.
Ruszcie w podroż poślubną, a potem zgłoś się do polskiego urzędu stanu cywilnego i poproś o transkrypcję dokumentu zawarcia związku jednej płci na język polski. Poświadczającego, że jesteście w formalnie uznawanym związku i nic nikomu do tego.
A jeśli urząd stanu cywilnego po dawnemu odmówi, twierdząc, że w Polsce taka formuła nie obowiązuje, złóż skargę. Prokuratura Generalna ogłosiła właśnie, że z urzędu będzie ścigać takie przypadki. Jako naruszające prawo.
Prawo do praktykowania homofobii
Oczywiście, że można by prościej. Zamiast do paszportowego pójść do urzędu stanu cywilnego i zawrzeć związek w Polsce. Gdy Donald Tusk wygłaszał przedwyborcze orędzia, wydawało się, że te sprawy są już właściwie załatwione. A jednak w tym samym czasie, gdy Prokurator Generalny informował o postępowaniach wszczętych przeciw urzędom odmawiającym transkrypcji dokumentów poświadczających zawarcie za granicą związków jednopłciowych, posłanka Katarzyna Kotula zdawała relacje z postępu prac nad polską wersją ustawy o związkach partnerskich. I okazało się, że rozwiązanie może wejdzie w życie, ale tak, jakby nie weszło.
Bo koalicjant z PSL zastrzega, że zgodzi się na akt wejścia w związek, ale bez ceremonii i gości, bez prawa do przyjęcia jednego nazwiska i przede wszystkim bez prawa do wspólnego wychowywania przysposobionych dzieci (jakby tysiące z nich już nie wychowywały się w związkach jednopłciowych).