Związki partnerskie: jak długo jeszcze? Tęczowy Władek, lęki PSL, kłopoty lewicy
„Jeżeli chodzi o związki partnerskie, ja jestem gotowy do dyskusji w tej kwestii. Nie chciałbym, żeby ona była taką wrzutką wyborczą ze strony niektórych. Chyba nie będzie piekła, jeżeli damy sobie kilka miesięcy czasu, aby te kwestie spokojnie i precyzyjnie uregulować”, mówił premier Donald Tusk.
Problem w tym, że mówił to w 2011 r. 13 lat później, po wyborach, mijają kolejne miesiące, a ustawy o związkach partnerskich nie ma. PSL nie zgadza się na jeden z zapisów, Lewicy zależy na projekcie rządowym, a Polska 2050 i Koalicja Obywatelska umywają ręce i czekają.
Po trójskoku wyborczym wraca dyskusja o systematycznie obiecywanej ustawie, a w tle toczą się rozmowy, których przewodnimi motywami są tęczowy Władek, przysposobienie i projekt poselski.
Związki partnerskie: końca nie widać
Kompromis partnerski – prawie jak aborcyjny – wydaje się jedynym rozwiązaniem, na jakie w obecnej sytuacji zgodzi się PSL. W czwartek po południu odbyło się spotkanie ministry ds. równości Katarzyny Kotuli, która odpowiada za projekt o związkach partnerskich, z szefem ludowców Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Kto spodziewał się przełomu, może czuć zawód. Wieczorem tego dnia w TVN24 ministra mówiła: „Zrobiliśmy mały, ale ważny krok do przodu”.
Kotula zapewniła, że przedstawiła dane, statystyki oraz analizy dotyczące osób żyjących w związkach nieformalnych. Te argumenty wciąż nie przekonują ludowców. Marek Sawicki (PSL) od początku kadencji powtarza, że nie zagłosuje za jakimkolwiek projektem. Głosowanie ws. projektów liberalizujących aborcję pokazało, że nie jest w sprzeciwie odosobniony i podobnie myśli więcej posłów z PSL i KO.
W piątek rano