Społeczeństwo

Wiara czyni cuda, kiedy się jej uda. Czyli dlaczego modły Polsce na Euro nie pomogły

Reprezentacja Polski na Euro 2024 Reprezentacja Polski na Euro 2024 Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl
Mam nadzieję, że ks. Kostorz, działając jako rzecznik etyki w PZPN, nie wystawia kandydatom do piłkarskiej reprezentacji Polski świadectw moralności w zależności od tego, czy są religijni, a jeśli tak, to wedle jakiej denominacji.

Tytuł został zaczerpnięty z „myśli nieuczesanych” Leca. Aforyzm ten może być rozmaicie rozumiany, m.in. jako stwierdzenie, że aby cud był wynikiem wiary, potrzeba czegoś jeszcze. Stosując to do sportu: aby wiara w sukces przekuła się w sukces, potrzebne są umiejętności.

Mecz o czapkę gruszek

Wspominam o sporcie nie bez kozery: od połowy czerwca prawie wszyscy Polacy kibicowali naszej reprezentacji w piłce nożnej („prawie wszyscy” ma związek z odkryciem mojego ulubionego fizyka prof. Brody: p. Tusk łże, że jest kibicem reprezentacji Polski, „gdyż wszyscy wiedzą, że jego drużyną jest niemiecka drużyna”). Kibic wierzy, że jego zespół odniesie sukces, nawet jeśli nie ma nadmiernie racjonalnych podstaw do żywienia takowego mniemania. Jakoż marne występy narodowej drużyny w eliminacjach do Euro 2024 nie napawały nadmiernym optymizmem.

Porażka 1:2 w pierwszym spotkaniu z silną Holandią rozbudziła nadzieje. Zupełnie niesłusznie, bo wynik tej potyczki był dość szczęśliwy dla „naszych”, co było oczywiste dla każdego, kto brał pod uwagę liczbę okazji do zdobycia gola. Wiara sugerowała jakiś cud w meczu z Austrią. Przegraliśmy 1:3, grając porównywalnie źle, a ponieważ mecz Holandia–Francja zakończył się remisem, odpadliśmy z dalszych rozgrywek już po drugiej rundzie spotkań, i to jako pierwsza drużyna spośród wszystkich biorących udział w turnieju.

W tej sytuacji spotkanie Polska–Francja było już tylko rywalizacją o przysłowiową czapkę gruszek. Może ludzie pokroju wspomnianego prof. Brody uznają, że wina za nasze niepowodzenie czy klęskę na Euro 2024 spoczywa na lokalizacji tego wydarzenia, bo gdyby odbyło się w kraju p. Orbána czy p. Le Pen, nasz sukces byłby gwarantowany.

Nie pomogły siły nadprzyrodzone

Wracając do tytułu, cokolwiek on znaczy: cudu (a przynajmniej niespodzianki) w postaci sukcesu reprezentacji Polski na Euro 2024 nie było. Wiara nie okazała się skuteczna z tego prostego powodu, że piłkarzom zabrakło umiejętności.

Jest jednak inna diagnoza. Prasa doniosła w dniu spotkania z Holandią, że p. Cezary Kulesza, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), wraz z całą świtą związkową i towarzyszącymi mu sponsorami kadry miał wziąć udział w porannym nabożeństwie w jednym z kościołów w Hamburgu (miejscu debiutu biało-czerwonej reprezentacji na Euro 2024). Nie dotarł tam ostatecznie, bo delegacja została pilnie wezwana na stadion, na którym o godz. 15 Polacy mieli rozpocząć swój inauguracyjny występ.

Planowane nabożeństwo odbyło się w miejscowym kościele św. Józefa, prowadzącym duszpasterstwo wśród miejscowych Polaków, aczkolwiek bez udziału oficjeli. Na ołtarzu leżał szalik w polskich barwach narodowych, a spora grupa kibiców modliła się o zwycięstwo nad ekipą pomarańczowych. Ks. Kostorz, pełniący funkcję rzecznika etyki w PZPN, reprezentował związek i wygłosił kilkuminutowe kazanie, w którym stwierdził, że m.in. wiara jest podstawą sukcesu, a ks. Bystron, proboszcz kościoła św. Józefa w Hamburgu, oświadczył: „No to już mamy to odhaczone”.

Czytaj też: Euro 2024. Kto idzie na mistrza?

Przeżegnał się i wybiegł na murawę

Siły nadprzyrodzone, zakładając, że istnieją, nie pomogły naszym „artystom” od kopanej – może uraziło je to, że wezwania o interwencję zostały dość bezceremonialnie uznane za odhaczone.

Ponieważ i tak nie dowiemy się tego z bezpośrednich świadectw, skupmy się na interpretacji stwierdzenia „wiara jest podstawą sukcesu”. Zwykle rozumie się to w ten sposób, że jeśli sam sportowiec nie wierzy w sukces, to jest on trudny do osiągnięcia. Bywa, że medal olimpijski jest efektem trafu w postaci np. dyskwalifikacji rywala, faworyta, bo przypadkiem przekroczył tor w biegu sprinterskim, ale zwykle jest tak, że kto nie wierzy w swój sukces, ten raczej go nie odnosi.

Jest to niejako prawo psychologiczne skutecznego (tj. zakończonego jakimś sukcesem) uczestnictwa w zawodach. Gdy jednak duchowny mówi „wiara jest podstawą sukcesu”, to zapewne ma na myśli wiarę religijną. Przyjmijmy, że chodzi o związek pomiędzy religijnością sportowców a ich wynikami. Niezależnie od tego, że sportowcy wyznają różne religie lub są agnostykami, trzeba by jeszcze ustalić, czy chodzi o religię w ogóle, czy też o jakieś szczególne denominacje wyznaniowe predestynowane do sprzyjania sukcesom na stadionach.

Nie ma jednak żadnych danych, które świadczą o tym, że religijność (lub jej brak) pozostaje w jakiejkolwiek relacji do osiągnięć sportowców, a skoro tak, to stwierdzenie p. Kostorza trzeba uznać za propagandę mającą na celu uzasadnienie tezy, że religia jest wyjątkowo ważna ze społecznego punktu widzenia, nawet w domenie sportu.

Od razu zaznaczam, że nie kwestionuję psychologicznej roli religii w konkretnych przypadkach. To oczywiste, że jeśli skoczek narciarski żegna się przed wykonaniem skoku, czynność ta może mieć znaczenie dla jego poczucia bezpieczeństwa, a gdy piłkarz zachowuje się podobnie, wbiegając na boisko z ławki rezerwowych, rytuał religijny może go pobudzać do zwiększonego wysiłku na murawie. Wszelako zdecydowana większość sportowców, także najwybitniejszych, obywa się bez demonstrowania swego stosunku do religii.

Czytaj też: Eliminacje do Euro 2024. Katastrofa zakończona remisem

Ksiądz w PZPN

Powstaje pytanie, po co zajmować się problemem „sport a religia”, skoro jest on marginalny i nawet sami kibice (a przynajmniej większość) nie bardzo wierzą, że modlitwy o sukces ich ulubieńców mają jakiekolwiek realne znaczenie. Nie wiem, czy inne krajowe związki piłkarskie uczestniczyły w specjalnych nabożeństwach mających uprosić siły nadprzyrodzone o zwycięstwo ich drużyn w Euro 2024 i zatrudniają duchownych jako rzeczników etyki. Nawet jeśli PZPN nie jest wyjątkiem w tym względzie, nadawanie wymiaru publicznego tym okolicznościom (zwłaszcza pierwszej) trzeba uznać za ogólny symptom sytuacji w naszym kraju, podobnie jak wieszanie krzyży w urzędach lub skłanianie (czytaj: zmuszanie) uczniów do uczestniczenia w pielgrzymkach jasnogórskich.

To też jest czynione pod hasłem „wiara (religijna) jest podstawą edukacji, moralności, życia społecznego itd.”, ponieważ tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem... Od tego już bardzo blisko do stwierdzeń typu: „kto walczy z religią, walczy z Polską”, a nawet „kto nie praktykuje religii, sprzeniewierza się fundamentalnym zasadom życia społecznego w prawdziwie chrześcijańskim (a więc jedynie słusznym) kraju”.

Postawy wyrażone w takich oznajmieniach prowadzą do pytań w rodzaju: „Czy pan jako ateista potrafi przeżywać takie uczucia jak miłość, przyjaźń i poświęcenie?”. Zadał mi je katolik i profesor w czasie publicznej dyskusji na tematy filozoficzne. Mam nadzieję, że ks. Kostorz, działając jako rzecznik etyki w PZPN, nie wystawia kandydatom do piłkarskiej reprezentacji Polski świadectw moralności w zależności od tego, czy są religijni, a jeśli tak, to wedle jakiej denominacji.

Czytaj też: Niebezpieczne związki sportu i polityki

Egzorcyzmy czynią cuda

Proste uzasadnienie dla kwestionowania zasady „wiara religijna jest podstawą sukcesu” polega na wskazaniu, że szeroko interpretowana sprzyja rozpowszechnianiu się postaw irracjonalnych w sferze publicznej, np. przejawiających się w reklamowaniu wiary w cudowny związek pomiędzy religijnością a sukcesem sportowym.

A oto bardziej drastyczny przykład, mianowicie reklama egzorcyzmów krążąca w internecie. Oto proces „odprowadzania ducha” może potrwać 12 tygodni, choć najczęściej uwolnienie następuje dużo wcześniej. Odprowadzanie duchów odbywa się codziennie, wielokrotnie w ciągu doby i jest przeprowadzane na odległość. To bardzo bezpieczne i komfortowe rozwiązanie dla klienta. Działanie na dystans powoduje, że cały proces przebiega bardzo spokojnie. Każdemu klientowi zostaje przydzielony jeden z asystentów, który pomaga przejść przez proces oczyszczania. Klienci otrzymują od asystenta pisemne instrukcje dotyczące pracy nad sobą, dzięki czemu podnoszą swoją świadomość tak, by nie przyciągać więcej do siebie duchów, gdy zostaną już od nich odprowadzone.

Ponadto istnieje możliwość zgłaszania członków rodziny lub przyjaciół do oczyszczania bez informowania ich o tym (co czasami jest konieczne). Większość osób oczyszczana w taki sposób doświadcza radykalnej poprawy, ale nie wszystkie. Ponieważ asystenci nie mogą kontaktować się z takim klientem bezpośrednio (co oczywiście jest zalecane), ludzie tacy mają mniejszą kontrolę nad procesem przyciągania duchów do siebie.

Pan Czarnek, były minister edukacji, ale nadal prominentna postać tzw. dobrej zmiany, gdy pełnił swoją rządową funkcję, powierzył egzorcyście prowadzenie telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży. Cóż, egzorcyzmy czynią cuda, gdy im się to uda.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną