Kobiety wróciły pod Sejm. Tusk bagatelizuje temat aborcji i wkracza na ścieżkę Kaczyńskiego
„Pamiętacie, jak to było, tę nadzieję, kiedy staliśmy w kolejkach do urn, co wtedy czuliśmy? Oczekiwaliśmy, że w końcu będzie normalnie. To dzięki nam, kobietom i młodym ludziom, posłowie i posłanki mają tę robotę. Jesteśmy waszymi pracodawcami. A co pracodawca robi, kiedy po okresie próbnym ktoś nie nadaje się do roboty? Zwalnia go. My też mamy prawo was rozliczać” – rozpoczęła demonstrację pod Sejmem Agnieszka Czerederecka z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. „Wróciliśmy z dalekiej podróży. Nie wiem, co trzeba było mieć w głowie, żeby pomyśleć, że przestaniemy protestować. Kampania prezydencka będzie o aborcji, kampania przed wyborami parlamentarnymi będzie o aborcji. (...) PSL dostał stołki dzięki kobietom i młodym ludziom. Koalicję poznaje się po tym, jak głosuje, a dziś dwie koalicje rządzą Polską: KO i Lewica, i druga, złożona z PSL, PiS i Konfederacji. Panie premierze, największy żal mam do pana. Bo pan dobrze wiedział, co należy zrobić. Jeden wiceminister za jeden głos. Jeden dyrektor w fundusiku za kolejny głos. Po trzech byliby grzeczni” – dopowiadała Marta Lempart.
Apele do Giertycha, Kosiniaka-Kamysza i Tuska
Pod Sejmem w Warszawie, ale także w kilku największych miastach kraju, znów protestowano w sprawie aborcji, po raz pierwszy od powstania nowej koalicji rządzącej. Przemówienia kierowano przede wszystkim do trzech polityków. Roman Giertych to „oszust”, „dzban”, „mściwy mecenasik”, „udaje demokratę, ale nas nie oszuka”.