Społeczeństwo

Szokujące zdarzenie w szkole filmowej w Gdyni. Czy polskie prawo jest gotowe na #MeToo?

Gdyńska Szkoła Filmowa Gdyńska Szkoła Filmowa Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl
Artykuł Agaty Całkowskiej o zdarzeniach w Gdyńskiej Szkole Filmowej pokazuje, że polskie prawo wciąż jest ślepe, jeśli chodzi o bezpieczeństwo seksualne na uczelniach.

W poniedziałek OKO.press ujawniło szokujące zdarzenie, do którego miało dojść w Gdyni. To kolejny przypadek seksualnego nadużycia na polskiej uczelni. Czy jednak przepisy polskiego prawa gotowe są na uczelniane #MeToo?

Zuzanna (imię zmienione) z radością i ekscytacją dowiedziała się, że została przyjęta na studia reżyserskie w Gdyńskiej Szkole Filmowej. To niepubliczna, ale niekomercyjna placówka powołana w 2010 r. z inicjatywy prezydenta miasta. Ma renomę wynikającą ze związków z Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych – organizatorem uczelni jest Pomorska Fundacja Filmowa w Gdyni, czyli producent dorocznego święta polskiej kinematografii. W zakładce „Słuchacze” (tak uczelnia określa osoby, które się w niej kształcą) znajduje się dziś 13 nazwisk – nabór na te kameralne studia odbywa się jedynie raz na dwa lata. Zuzanna miała być z czego dumna.

Nie mów do mnie pan

Ale coś było nie tak już na egzaminie wstępnym – Andrzej Fidyk, reżyser filmów dokumentalnych i ówczesny wykładowca, miał się – według Zuzanny – tak zapatrzyć w jej portfolio, że miała wrażenie, że to, co mówi, nie ma znaczenia. „Przygotowałam teczkę z serią zdjęć, które Fidyka oczarowały. Był na nich tak zafiksowany, że nawet nie patrzył, kiedy robiłam zadanie egzaminacyjne” – opowiadała dziewczyna Agacie Całkowskiej, która w artykule „Zuzanna i Fidyk. Profesor szkoły filmowej wykorzystuje seksualnie studentkę” nagłośniła sprawę. Niedługo potem „z jakiejś popijawy po egzaminach” zadzwoniła znajoma studentka „z wiadomością, że Fidyk kazał mi przekazać, że mogę na niego liczyć”.

Reklama