Nauka ze szkoły
Dyrektorka odebrała sobie życie. Jeśli władza nic nie zrobi, te tragedie będą się powtarzać
Dyrektorka odebrała sobie życie 14 stycznia. Pracowniczka szkoły znalazła Małgorzatę Kaim w jej mieszkaniu na częstochowskim osiedlu Raków. Weszła do pomieszczenia razem z krewną, którą zaalarmowano, że do Kaim nie sposób się dodzwonić, nie przyszła do pracy. Nie zdarzyło się to, od kiedy objęła funkcję w 2015 r. ani nigdy wcześniej przez 30 lat jej pracy w Słowaku. Nie zostawiła listu.
O Małgorzacie dziś mówią „lokalna celebrytka”, jedni z czułością, inni bez. O jej śmierci w kilka godzin wiedziało całe miasto. Po południu w czasie spotkania Stowarzyszenia Demokratyczna RP, upamiętniającego zabitego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, polityczka i działaczka społeczna Jolanta Urbańska powiedziała: „Mamy naszą częstochowską Adamowicz, czyli osobę zaszczutą, która odeszła dzisiaj rano”. Pytana, co miała na myśli, Jolanta Urbańska odpowiada, że słowa zabijają tak samo jak nóż. Jej wystąpienie zacytowały serwisy ogólnopolskie i lokalne. A internety obrodziły życzeniami, jak powinni się czuć ci, co zaszczuli, i sugestiami, kim konkretnie są. Kolejnych kilka dni później w sieci pojawiło się oświadczenie „części grona pedagogicznego I LO” z informacją, że od lat w szkole trwały konflikty, których stroną była zmarła dyrektorka i które szukają finału na ścieżce sądowej.
P.o. dyrektor liceum Magdalena Rataj w odpowiedzi też wydała oświadczenie, że publikowanie oskarżeń w przestrzeni publicznej może prowadzić do nieodwracalnych szkód dla społeczności szkolnej, w tym dla uczniów. Prokuratura z urzędu wszczęła kolejne śledztwo – w sprawie doprowadzenia Małgorzaty Kaim do targnięcia się na własne życie.
Równolegle w mediach pojawiały się kolejne publikacje, a wyzwiska i groźby przychodziły zarówno na telefon Jolanty Urbańskiej, jak i autorek oświadczenia o konfliktach, choć żadna z nauczycielek nie podpisała go nazwiskiem.