Czy premier obroni Biebrzę przed kolejnym wielkim pożarem? Dogasa właśnie najnowsze pogorzelisko, spaliło się blisko pół tysiąca hektarów łąk, trzcinowisk i turzycowisk w sercu Biebrzańskiego Parku Narodowego, ogień otarł się o las na Czerwonym Bagnie. Tylko wysiłki strażaków sprawiły, że nie objął jednego z najstarszych polskich rezerwatów leśnych, dziś strefy ochrony ścisłej parku.
Rezerwat na Czerwonym Bagnie założono jeszcze przed drugą wojną światową, starano się ochronić tam ówczesne niedobitki łosi. To niewielki fragment uroczych bezdroży. Nadal na tyle dzikich, że i współcześni kartografowie mogliby pójść w ślady swojego wielkiego poprzednika z końca XVIII w. – nadworny kartograf króla Stanisława Augusta na swojej mapie Podlasia obszar ten oznaczył komentarzem (pisownia oryginalna): „błota znaczne przez które letnią porą nie można przeiedżać chyba zimą”.
I dziś – mimo ekstremalnej suszy i dwóch stuleci prowadzonych nad Biebrzą prac regulacyjnych – dojazdu brak, trzeba gasić z powietrza.
Kopytkowo i Polkowo
Dowodzący akcją sztab swoją obecnością zaszczycił Donald Tusk. Tak jak podczas zeszłorocznej powodzi – także tym razem kamery towarzyszyły zafrasowanemu szefowi rządu, gdy odbierał meldunki o „zadysponowanych siłach i środkach”. Te robią wrażenie, m.in. helikoptery i samoloty wystawiły policja i Lasy Państwowe, maszyny przyleciały z całej Polski – Lublin, Katowice, Szczecinek.
Niemal na pewno doszło do umyślnego podpalenia i podłożenia ognia tak, by spłonęła duża powierzchnia.