AGNIESZKA SOWA: Panie Profesorze, co się z nami dzieje? Wczoraj makabryczna zbrodnia na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego, w zeszłym tygodniu lekarz specjalista zasztyletowany w swoim gabinecie w poradni Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. To się wydaje niewiarygodne, a jednak się zdarzyło.
PROF. JANUSZ HEITZMAN: Taka zbrodnia jest dla większości osób absurdalna, nieumotywowana, nieuzasadniona. Jeśli się jednak zdarza, to trzeba zastanowić się, czy nie jest tak, że warunki, w których żyjemy, doprowadzają człowieka do utraty poczucia sensu i poczucia kontroli nad swoim zachowaniem.
Jakie to są warunki?
Jesteśmy bombardowani zbyt dużą ilością informacji, sygnałów, emocji. Tych bodźców, które nasz mózg musi odbierać w każdej sekundzie, jest milion razy więcej niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. A mózg ludzki się nie powiększa niestety.
I czasem eksploduje? Czyli ludzie, którzy popełniają tak makabryczne i jednocześnie absurdalne czyny, są chorzy psychicznie?
Właśnie na tym polega problem, że nie. Mamy do czynienia z osobami, które nie mają tak dużych zaburzeń psychicznych, żeby im to przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu. Jeden i drugi sprawca, i ten z Krakowa, i ten wczorajszy z Uniwersytetu Warszawskiego, funkcjonowali w swoich środowiskach. Pełnili określone role społeczne. Nie sprawiali na otoczeniu wrażenia osób chorych, zaburzonych. Jeden był strażnikiem więziennym, a drugi studentem prawa trzeciego roku na prestiżowej uczelni. Można powiedzieć, że zarówno od strony intelektualnej, jak i sprawności codziennego funkcjonowania obaj mieścili się w standardach życia społecznego.
Sprawca nie uciekał
Więc co takiego mogło się zdarzyć, że zdecydowali się na zbrodnię?
To jest prawdopodobnie kwestia braku umiejętności adaptacyjnych do ogromnej liczby bodźców, o których mówiłem. W związku z tym trudno jest takiej osobie adekwatnie odnaleźć się w trudnej dla niej sytuacji. I to trwa. Na pewno nie dokonuje się takich czynów na zasadzie automatyzmu. Taki człowiek pracował nad zbrodnią dłuższy czas, a równocześnie był bezsilny i bezradny, bo nie mógł znaleźć dla siebie takiego wyjścia, które nie byłoby zachowaniem przeciwko sobie. Tak naprawdę i jeden, i drugi, dokonując zbrodni, wymierzał równocześnie sobie sprawiedliwość. Bo żaden z nich nie uciekał, prawda? Z pełną świadomością skazali się na niebyt w dotychczasowym funkcjonowaniu i na długą, może dożywotnią karę pozbawienia wolności lub pobyt w zakładzie psychiatrycznym, jeżeli stwierdzi się, że natężenie negatywnych emocji miało charakter psychozy.
Czyli jednak choroba?
Mówię o psychozie, ale niekoniecznie takiej, jaka jest związana z chorobą psychiczną, najczęściej ze schizofrenią. Myślimy, że po takich osobach widać chorobę. Ale gdzieś na podłożu nieprawidłowej osobowości może rozwinąć się w pewnym momencie psychoza o charakterze paranoi. Taki człowiek zaczyna przypisywać światu zewnętrznemu różnego rodzaju negatywne cechy albo obarczać odpowiedzialnością za różnego rodzaju urojone nieszczęścia, urojone wady, niepowodzenia. Tutaj można przypomnieć Breivika i tworzenie tzw. ideologii zemsty na społeczeństwie za swoje krzywdy. I to może być przyczyną tego, że podejmuje się zachowanie skierowane przeciwko komuś, równocześnie uzyskując w jego trakcie jakiegoś rodzaju uspokojenie, rozluźnienie, satysfakcję czy uspokojenie wewnętrzne. Oczywiście krótkotrwałe i chwilowe.
Czy w przypadku takich sprawców trudno zrozumieć, dlaczego popełnili tak makabryczną zbrodnię?
My jako psychiatrzy sądowi, badając sprawców takich gwałtownych zbrodni czy usiłowań zabójstw, zawsze szukamy motywów. I często te motywy są. Ekonomiczne, seksualne, emocjonalne, afektywne, silnego wzburzenia i tak dalej. Ale w wielu przypadkach tych motywów nie można znaleźć. Tak się dzieje właśnie wtedy, kiedy rozwija się stan psychopatologiczny, od nieprawidłowej osobowości aż do paranoi, a często nierozpoznawanej choroby psychicznej. Zresztą takich chorych w szpitalach psychiatrycznych będzie coraz mniej, ale równocześnie będzie zwiększała się liczba osób, które ze względu na swoje zachowania antyspołeczne, zagrażające, będą musiały być izolowane, i to jest trend nie tylko w Polsce. Na całym świecie likwiduje się oddziały psychiatryczne w szpitalach, a w zamian powstają oddziały sądowe.
Źródła nienawiści
Lekarze dyżurujący na SOR-ach i w ZPR coraz częściej mają bardzo agresywnych pacjentów pod wpływem środków psychoaktywnych.
Coraz więcej sprawców brutalnych zabójstw, niezależnie od rozpoznania choroby psychicznej, jest uzależnionych od różnych substancji i prawdopodobnie nie doszłoby nigdy do zbrodni, gdyby osoba nie korzystała na własną rękę ze środków psychoaktywnych, często tłumacząc to sobie samoleczeniem. Te wszystkie środki znoszą hamowanie. Już nie pojawia się myśl: „e, nie, nie zrobię tego, przecież zrobię to przeciwko sobie”. Nie, przeciwnie, pojawia się myśl: „idę w to i kończę w ten sposób swoje życie”. Bo przecież do tego się to dla sprawcy sprowadza.
Reporter radia RMF rozmawiał ze studentami znajdującymi się wczoraj na kampusie UW i wielu z nich uważa, że te coraz liczniejsze przypadki agresji są efektem szczucia na określone grupy – etniczne, zawodowe, mniejszości religijnych czy seksualnych.
Wzniecanie społecznych agresji i pokazywanie „twoich wrogów” jest w ostatnich czasach bardzo nośnym chwytem. Raz to są Ukraińcy, innym razem obcokrajowcy, imigranci, lekarze i wreszcie politycy. Pamiętamy przecież zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza.
Nienawiść nie bierze się z niczego. Nie rodzi się człowieku w czasie snu. Ona jest umiejętnie podsycana przez przekazy medialne, przez pokazywanie różnic, zagrożeń.
Pytanie, czy my, dziennikarze, relacjonując takie zbrodnie, mimo woli nie popularyzujemy agresji?
To zawsze zależy, jaki to jest przekaz.