Złóż piżamę i idź
Chemia home office, parkinson w piżamie. Da się urządzić szpital w domu? Jest haczyk
Zacznijmy od prawdy oczywistej, ale okrutnej – szpitale nie są miejscem do życia. A jednak przez dekady ciągnęliśmy do tych fluorescencyjnych czyśćców, gotowi na podłączanie do kroplówek, budzenie przed szóstą rano i jedzenie, które obraziłoby więzienną stołówkę.
Współczesna medycyna zaczyna patrzeć na to inaczej: tak jak banki przeniosły się do aplikacji, a firmowym biurkiem może być kuchenny stół, pacjenci nie muszą już zajmować szpitalnych łóżek. Zamiast dźwigać torbę na izbę przyjęć, zakładają infuzory, podłączają cyklery albo przypinają pompy i idą do pracy lub wyprowadzić psa, bo nowe technologie pozwalają im odzyskiwać prywatne życie spod tyranii szpitalnych grafików. To cicha rewolucja, ale zanim zaczniemy wiwatować na jej cześć, warto zapytać, czy to uniwersalne rozwiązanie, czy tylko błyszcząca łatka na zgrzebnym systemie.
Czytaj też: Naga prawda o polskich szpitalach. Dotyk bez zgody, bezbronność w świetle jarzeniówek
Chemia w trybie home office
Prof. Lucjan Wyrwicz, warszawski onkolog, ma problem z opieką skoncentrowaną na szpitalach. – To anachronizm, jeśli pierwszym krokiem w leczeniu jest położenie się tam do łóżka. Hospitalizacja to często niepotrzebny koszt, ale też niepotrzebne ryzyko.
Odwołując się do badania jakości życia pacjentów onkologicznych, czyli tzw. skali QLQ-C30, profesor wylicza: samo wejście do szpitala i przebranie się w piżamę obniża wynik aż w 12 z 30 kategorii. Spacer cię męczy? Nic dziwnego – leżysz cały dzień. Problemy ze snem? Trudno ich nie mieć w wieloosobowej sali. Brak hobby?