Na 29 maja o godz. 13 sąd wyznaczył ogłoszenie wyroku w sprawie Piotra P., oskarżonego o zabójstwo dwójki swoich małych dzieci. Tej sprawy mogło nigdy nie być. Pierwszą śmierć niemowlaka, małej Liliany, lekarze uznali za śmierć becikową, nieszczęście, ale zdarza się, był pogrzeb i była żałoba.
Podwójne zabójstwo
Śmierć małego Mieszka rok później można było uznać za nieszczęśliwy wypadek. Młody ojciec niósł synka na rękach, on nagle się wyprężył, wypadł mu z rąk. Próbował go złapać, co w efekcie zwiększyło tylko siłę i tempo upadku na podłogę. Tak to relacjonował Piotr P. Trafił się lekarz na SOR, któremu wydały się podejrzane rany na głowie dziecka, było ich za dużo jak na jednorazowy upadek. I prokurator, która się zaparła, by wyjaśnić sprawę, zlecała badania i opinie biegłych, nie zawahała się zarządzić ekshumacji Liliany. Gdy w 2020 r. wysłała do sądu akt z oskarżeniem ojca dzieci – młodego wtedy studenta Piotra P. – o podwójne zabójstwo, napisałam o tej sprawie. Artykuł nosił tytuł „Tato i to”.
Chodziłam potem na proces, wlókł się, z czasem sąd wypuścił oskarżonego Piotra P. z aresztu na wolność – z zakazem opuszczania kraju i koniecznością meldowania się na policji. Karnie stawiał się na rozprawy.
Do wczoraj. Na rozprawę, podczas której miał być ogłoszony wyrok, nie przyszedł. Byli jego rodzice, przyszła też była już żona Piotra P., matka Liliany i Mieszka, która była na procesie oskarżycielką posiłkową.
Czytaj też: Nasłuchy z sądu.