Kardynał Ryś ratuje jak może wizerunek Kościoła. Coś złego się tutaj dzieje
Kardynał Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, ratuje jak może wizerunek Kościoła w Polsce w trzech sprawach bulwersujących dziś polską nieprawicową opinię publiczną: antysemickich ekscesów Grzegorza Brauna, kampanii nienawiści do migrantów rozpętanej przez skrajną prawicę konfederacką i niezależnej komisji kościelnej badającej krzywdzenie niepełnoletnich przez osoby duchowne.
W tych sprawach kardynał Ryś zajął publicznie stanowisko jasne i jednoznaczne: przeciwko antysemityzmowi, stygmatyzacji migrantów i wyciszaniu przestępstw seksualnych w Kościele w Polsce. Ci, którzy się zgadzają z reakcją hierarchy, wierzący i niewierzący, mogą się na niego powoływać w dyskusjach prywatnych, rodzinnych i publicznych. Kardynał Ryś dał świadectwo przyzwoitości jako duszpasterz i obywatel. Mówiąc zwyczajnie: zrobił to, co powinien zrobić każdy człowiek, któremu nie jest obojętne zło czynione ludziom przez ludzi.
Czytaj też: Abp Ryś, kardynał Franciszka. Zmieni polski Kościół czy zderzy się ze ścianą?
Kard. Ryś mówi rzeczy oczywiste
Niektórzy chwaląc kardynała Rysia, podkreślają jego odwagę. Ale to dwuznaczna pochwała, bo pośrednio przyznaje ona, że hierarcha ma przeciwko sobie narastającą w Polsce falę neofaszyzmu. A to każe pytać, jak to możliwe w naszym społeczeństwie, polityce i w Kościele i czemu przeciwko temu nie słychać głośniejszych protestów. Nie tego spodziewaliśmy się w wolnej i demokratycznej Polsce po ponad 30 latach od jej powrotu po komunizmie.
Jest w tym coś przygnębiającego i niepokojącego, że trzeba dziś w Polsce chwalić człowieka Kościoła za to, że mówi rzeczy oczywiste, zgodne z duchem chrześcijaństwa, Ewangeliami i humanitaryzmem.