Droga pod górkę
Jadą suvy, mieszkańcy przeklinają turystów. Odnowiona zakopianka jest jak cała Polska
Z okien stacji benzynowej, w której pracuje już 15. rok, Bartłomiej Niziołek patrzy na widoczną w dolinie drogę ekspresową. Tak samo patrzył przed rokiem, w ostatni piątek sierpnia. Z tym że wtedy nie było mu do śmiechu.
Tamtego dnia nową drogą – odcinkiem do Nowego Targu – pierwszy raz pojechali kierowcy. A na stacji w Rdzawce, pod szczytem Obidowej, przy najwyższym punkcie starej zakopianki, ruch zmalał prawie do zera. – Cisza, która wtedy zapanowała, kłuła w uszy. Widzieliśmy sznur aut w dole i zastanawialiśmy się, czy wkrótce nie będzie trzeba zwijać biznesu – mówi Niziołek, który w kolejnych tygodniach zwracał hurtowni całe półki przeterminowanych produktów.
Wcześniej jego stacja była jednym z najbardziej charakterystycznych punktów trasy z Krakowa do Zakopanego. Później ruch przeniósł się na ekspresówkę, między ekrany akustyczne i antyolśnieniowe, ustawiane po to, aby nie stresować zwierząt. A także – pod ziemię.
Tu hałas jest nieznośny, przypomina ten z płyty lotniska. W środku dwukilometrowego tunelu pod górą Luboń Mały wprowadzono odcinkowy pomiar prędkości i kierowcy karnie nie przekraczają setki. Ale jazgot silników odbija się od ścian i nie ma stąd jak uciec. Zagłusza go tylko komunikat z megafonów: „W tunelu nie wolno się zatrzymywać”.
Kacper Michna z krakowskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad mówi, że w promieniu kilkuset kilometrów nie ma nowocześniejszego tunelu. – Jest wyższy i szerszy od tych w Alpach – wylicza. – Ma oświetlenie dostosowujące się do otoczenia: przy wjeździe światło pali się słabiej, aby oczy stopniowo przyzwyczaiły się do półmroku. Na kamerach termowizyjnych monitorujemy ciepło samochodów, by wykrywać zagrożenia pożarowe.