Refundacja in vitro: jak program pada ofiarą własnego sukcesu. To ważny sygnał dla rządu
W Polsce, kraju, gdzie biologia bywa nieustannie uwikłana w politykę, a statystyka urodzeń osiągnęła status narodowej obsesji, pewien rządowy program medyczny odniósł spektakularny sukces i zaczął zagrażać własnemu istnieniu. Mowa o finansowaniu in vitro z budżetu państwa – przedsięwzięciu, które miało być chłodnym aktem racjonalnej polityki zdrowotnej, a przerodziło się w gorączkowy pościg za utraconym czasem.
Powrót do państwowej refundacji zapłodnienia pozaustrojowego, zainicjowany w 2024 r., był czymś więcej niż tylko zmianą w tabeli wydatków. Po ośmiu latach ideologicznego wstrzymania oddechu, gdy procedurę uznawaną za czołowe osiągnięcie medycyny reprodukcyjnej potraktowano w Warszawie jak moralny afront dla „sumień podatników” (w zamian proponując bezskuteczną kurację wiary i kalendarza, zwaną naprotechnologią), zapora w końcu puściła.
„Czy decydenci pochylający się nad obywatelskim projektem finansowania leczenia niepłodności z budżetu państwa zdadzą egzamin z empatii, a kwestie dotyczące osobistego wyboru oraz naturalnego prawa do posiadania dzieci będą potrafili oddzielić od polityki?” – pytaliśmy w połowie 2023 r., w trakcie prac legislacyjnych nad przywracaniem finansowania metodzie in vitro. Przeczuwaliśmy, że wypychanie jej na margines współczesnej medycyny (bo zdaniem krytyków nie jest leczeniem) – mimo że w rzeczywistości jest czymś więcej niż medycyną – nic dobrego nie przyniesie.