Demokalipsa?
Demokalipsa? Polska staje się bezdzietna. Niektórych trendów już nie da się łatwo odwrócić
Jest jak jest. Oficjalnie ogłoszony przez GUS wskaźnik dzietności to dziś 1,1. Najnowsze wyliczenia pokazują, że może być jeszcze niżej; w pierwszych miesiącach 2025 r. wyniósł już tylko 1,03. To znaczy, że statystycznie Polka w okresie rozrodczym (15–49 lat) będzie miała tylko jedno dziecko. Dla zwykłej zastępowalności pokoleń potrzeba współczynnika dzietności sięgającego 2,1.
Nagłówki wieszczą katastrofę. Demokalipsę. Zapaść. Zawał kraju. Ale jeśli wyjrzeć poza Polskę i Europę, też słychać o katastrofie, tylko na odwrót: ponadmiarowe mnożenie się ludzi na świecie zostało uznane za groźne dla planety. Na początku wieku Ziemię zasiedlały 6 mld przedstawicieli Homo sapiens, w 2022 r. liczba mieszkańców Ziemi przekroczyła 8 mld, a jeszcze w tym stuleciu będzie 10 mld…
Idziemy więc od nagłówka do nagłówka, poświęconego straszliwej demografii. Katastrofa, koniec cywilizacji, krach. Wymieranie albo zadeptywanie Ziemi. Że „naród polski wymiera”, martwili się uczestnicy Marszu Niepodległości; na opuszczonym z mostu Poniatowskiego gigantycznych rozmiarów bannerze łatwo wskazali winnych – „kotki i psiecka” (a szerzej – kulturę Zachodu przeciwstawioną Polsce tradycyjnej; kulturę, która namąciła w głowach Polkom, feminizm, odejście od katolickich wartości i płodności).
Straszenie demokalipsą wybrzmiewa nawet w rządowych dokumentach. W Strategii Rozwoju Polski 2035 nie ma już realnego dążenia do spójności społecznej, czyli idei, która przez dekady uznawana była za najważniejszy wskaźnik kondycji społeczeństwa. Nowa strategia sprowadza się do pytania, jak to zrobić, żeby było więcej dzieci. – Demokalipsa – tak nazywam zjawisko demonizowania demografii – wyparła pojęcia znacznie potrzebniejsze – zauważa dr hab.