Milczenie jest błotem
Domy złe, zaklęty krąg przemocy. Dlaczego film Smarzowskiego tak poruszył Polskę?
Beata, psychoterapeutka pracująca m.in. z parami, obejrzała film do końca. Kiedy wychodziła z sali kinowej, mijała dwie kobiety. Ta starsza mówiła do idącej obok niej młodszej: „Dobrze by było, żeby go obejrzał tato”. Po chwili jednak dopowiedziała: „Ale to chyba niemożliwe”. – Jestem przekonana, że w kinie było wiele osób doświadczających przemocy – dodaje terapeutka. – Ale sami sprawcy go zignorują. Albo zdezawuują, choć sukces frekwencyjny filmu pokazuje, że temat dosłownie wstrząsa ludźmi, więc ta skala widowni powinna nam uzmysłowić skalę problemu.
Już wiadomo, że „Dom dobry”, choć na ostatnim festiwalu filmowym w Gdyni nie zdobył żadnej nagrody, będzie drugim najbardziej kasowym filmem w dorobku Wojciecha Smarzowskiego. Na „Kler” (2018 r.) sprzedało się 5,2 mln biletów i jest to sukces niemożliwy do powtórzenia. „Wołyń” (2016 r.) zgromadził 1,5 mln widzów, lecz „Dom dobry” ten wynik poprawił z dużą nawiązką. W weekend otwarcia na dramat Smarzowskiego poszło 310 tys. widzów (dla porównania: polska świąteczna komedia „Uwierz w Mikołaja 2”, która weszła do kin w tym samym dniu, przyciągnęła nieco ponad 114 tys. osób), po 17 dniach film miał już prawie 1,8 mln widzów. Sieci multipleksów wyczuły zapotrzebowanie i w trzecim tygodniu wyświetlania filmu zwiększyły liczbę seansów. A film dopiero zaczyna obieg w kinach studyjnych w mniejszych miejscowościach.
Patryk Karwowski, recenzent filmowy, autor bloga „Po napisach”: – Cieszę się z sukcesu frekwencyjnego „Domu dobrego”. Nawet kilka uratowanych osób to plus każdego seansu.
Sam Smarzowski i jego aktorzy – Agata Turkot i Tomasz Schuchardt – podkreślają, że historia Gośki i Grześka to opowieść oparta na wielu godzinach rozmów z kobietami, które przed przemocą uciekły do ośrodków prowadzonych przez organizacje społeczne.