Robert Katalończyk
Robert Lewandowski Katalończyk. Ryzykowny ten transfer do Barcelony
To musiała być miłość. Po wielu tygodniach publicznych nacisków na swoich pracodawców z Bayernu Monachium Robert Lewandowski dostał zgodę na odejście do Barcelony, rok przed końcem kontraktu. Bez wielkich sentymentów porzucił bawarską stabilność, przewidywalność oraz miłe każdemu profesjonaliście poczucie, że wszystko wokół niego dopięte jest na ostatni guzik, na rzecz związku z Barceloną, która trzyma się na futbolowej powierzchni tylko dlatego, że jest zbyt wielka, by upaść. Długi klubu zostały niedawno zsumowane do 1,3 mld euro i jak przyznają nawet jej działacze, gdyby FC Barcelona była zwykłą spółką prawa handlowego, już przed rokiem musiałaby zostać postawiona w stan likwidacji.
Wielka budżetowa dziura nie przeszkodziła szefom Barcy zapłacić za Polaka 45 mln euro (plus 5 mln w razie spełnienia określonych w umowie warunków). Problem w tym, że Lewandowski, podobnie jak inne letnie nabytki katalońskiego klubu, tuż po transferze znalazł się w zawieszeniu: nie został zarejestrowany i zgłoszony do gry w lidze hiszpańskiej, bo jego obecni pracodawcy nie byli w stanie zagwarantować, skąd wezmą pieniądze na pensję (9 mln euro rocznie na rękę; o 3 mln mniej niż inkasował w Bayernie). Z powodu fatalnej sytuacji finansowej klubu władze ligi narzuciły Barcelonie plan naprawczy, zgodnie z którym trzy czwarte aktualnych przychodów mają trafić na spłatę zadłużenia. Klub objęto również limitem wydatków na kupno i utrzymanie piłkarzy. Czas biegnie, rozgrywki ligowe w Hiszpanii zaczynają się 12 sierpnia. Ale Lewandowski ryzykuje też tym, że obiecanych milionów się nie doczeka. Dla aktualnych piłkarzy Barcy poważne rozmowy z szefostwem oznaczały ostatnio najczęściej rezygnację z części zarobków albo odroczenie wypłaty.
Europejski przeciętniak
FC Barcelona, jeszcze niedawno etatowy kandydat do zwycięstw w Lidze Mistrzów, stała się europejskim przeciętniakiem.