Trzeba było wierzyć naszej kajakarce, kiedy zapewniała, że przyjechała do Paryża po medal. Z drugiej strony ostrożność była usprawiedliwiona, bo dotychczas w kobiecych konkurencjach tej dyscypliny miejsca na podium nie było. Nawet w 1972 r. w Monachium, gdy Maria Ćwiertniewicz była jedną z faworytek, skończyło się na czwartym miejscu. Jedyne srebro wywalczyli 24 lata temu w Sydney Krzysztof Kołomański i Michał Staniszewski.
Czytaj także: „Ostatnia wieczerza” i olimpiada w Paryżu. Afera jest boleśnie błaha, ale i poważna
Paryż 2024. Zwolińska srebrna. Emocje do końca
Zwolińska ma wszystkie możliwe tytuły w juniorskich i młodzieżowych kategoriach. Jako seniorka też od kilku lat jest w czołówce. Jej piąte miejsce trzy lata temu w Tokio było tego dowodem. Od niedzielnego popołudnia jest wicemistrzynią olimpijską.
Jej slalomy w Paryżu, od eliminacji poprzez półfinał – i oczywiście finał – były świetne. Na każdym etapie była druga. Przyjemnie było patrzeć na wielki wybuch radości podczas dekoracji i później, gdy cieszyła się razem ze swoimi bliskimi.
To także ważny moment dla całej dyscypliny. Górska odmiana kajakarstwa nie jest przecież szczególnie popularna. Tymczasem w trzecim dniu igrzysk kajaki górskie były dla Polaków najważniejsze.
Kolor medalu nie był pewny do występu ostatniej zawodniczki, którą była mistrzyni z Tokio Ricarda Funk. Niemka nie wytrzymała jednak presji i popełniła błędy, które zepchnęły ją na odległe miejsce. Najlepszą okazała się Jessica Fox, która ma co prawda francuskie korzenie, ale reprezentuje Australię.