Prawdziwszy
Triki i uniki Roberta Lewandowskiego. W książce jak na boisku: dobrze gra i świetnie kiwa
Każda opowieść o Robercie Lewandowskim, w której znajduje się historia o tym, jak to w kwietniu 2013 r., strzeliwszy w barwach Borussii Dortmund cztery gole Realowi Madryt, wrócił na wydaną ku swojej czci domową imprezę, zignorował hołdy i poprosił małżonkę, by usmażyła mu naleśniki, nosi znamię zdartej płyty. W książce „Prawdziwy” również się znalazła, co zapewne ma dowodzić przyziemnego statusu Lewandowskiego. Choć autor, Sebastian Staszewski, nie jest w stanie ukryć swojej szczerej fascynacji jednym z najlepszych napastników w dziejach futbolu.
Czytaj też: Polska kadra: widać ciemność
Lista niezadanych pytań
Pedały patosu i uwielbienia dociska więc do dechy. Dowiadujemy się oto, że futbol był z Robertem od samego początku, „jakby o jego losie decydował Bóg, geny albo gwiazdy”. Weźmy zresztą samo imię, jakże znamienne, autor informuje, że starogermańskie hroth i berath oznaczają sławę i wspaniałość. Nic dziwnego zatem, że w trakcie meczów Lewy przypomina „jednoosobowy oddział szturmowy”, „bestię chcącą rozszarpać każdego, kto stanie na jej drodze”, a w dniu, w którym miał pobić snajperski rekord Bundesligi, przypominał „zamkniętego w klatce tygrysa”. Te pokładu lukru są jednak nieco zwodnicze, gdyż Staszewski punktuje również błędy, wypaczenia i charakterologiczne słabostki gwiazdora. Trochę się ich uzbierało. Ale tytułowa obietnica zostaje spełniona tylko częściowo.
Biografia Diego Maradony „Ręka Boga” autorstwa Jimmy’ego Burnsa liczy niewiele ponad 300 stron.