Przed osiedlem grodzonych rezydencji McLean w Waszyngtonie co rano stoi w korku sznur samochodów, gdy w ściśle tajnej Ameryce zaczyna się nowy dzień pracy. Kierowcy cierpliwie czekają na skręt w lewo, potem wloką się pod górkę i zakręcają do celu, którego nie ma na żadnej publicznie dostępnej mapie ani na żadnym znaku ulicznym. Kompleks Liberty Crossing ze wszystkich sił stara się pozostać niewidoczny. Jednak zimą pozbawione liści drzewa nie są już w stanie skrywać góry cementu wielkości pięciu Wal-Martów postawionych jeden na drugim, wyrastającej za trawiastym wałem. Gdy człowiek podejdzie bez odpowiedniej plakietki o jeden krok za blisko, nie wiadomo skąd wyskakują faceci w czerni z bronią w pogotowiu.
Uzbrojeni wartownicy i hydrauliczne stalowe bariery chronią co najmniej 1700 pracowników federalnych i 1200 kontraktowych pracujących w Liberty Crossing, siedzibie Biura Dyrektora Wywiadu Krajowego (ODNI) i Narodowego Centrum Antyterroryzmu (NCC). Obie instytucje dzielą między sobą jednostkę policyjną, jednostkę psów i tysiące miejsc parkingowych. Przy tak wielu nowych pracownikach, jednostkach i strukturach zaczęły się zacierać granice odpowiedzialności. By temu zaradzić, administracja Busha i Kongres (z rekomendacji ponadpartyjnej komisji) zdecydowały o utworzeniu w 2004 roku agencji o najszerszym zakresie zadań, nazwanej Biurem Dyrektora Wywiadu Krajowego, w celu kontrolowania wszystkich tych kolosalnych wysiłków.
Liberty Crossing jest centralnym punktem dla gromady rządowych agencji i firm współpracujących, które jak grzyby po deszczu wyrosły po atakach z 2001 roku.