Oprócz 182 celników, którzy dotychczas strzegli duńskich granic, 50 nowych wzmocniło przejścia graniczne na moście przez cieśninę Sundu, na Półwyspie Jutlandzkim i w przystaniach promowych przy cieśninach rozdzielających Danię i Niemcy. Następna setka stanie na przejściach już jesienią. A urzędy celne zostaną zmodernizowane i doposażone. Przybędzie też urządzeń usprawniających odprawę, takich jak sprowadzony niedawno na most nad Sundem olbrzymi mobilny aparat rentgenowski, który prześwietla ciężarówki z taką dokładnością, że można zobaczyć nawet markę przemycanej broni.
Na razie zmiany nie są za bardzo widoczne i tylko prasa skandynawska zamieszcza zdjęcia wyładowanych po brzegi samochodów osobowych poddawanych wyrywkowej, jak dotychczas, kontroli, która będzie się teraz odbywała częściej. Zwiększona obecność celników też nie rzuca się w oczy.
– Pracujemy normalnie – mówi Mette Helmund, szef duńskiej placówki, rozlokowanej ze względów technicznych po szwedzkiej stronie mostu nad Sundem. – Robimy dokładnie to, co robiliśmy poprzednio. Szukamy narkotyków, broni i innych niedozwolonych produktów. Tego dnia, gdy wzmocniona ekipa duńskich celników pojawiła się po raz pierwszy na nieobsadzanym codziennie posterunku, nie znaleziono jednak żadnego trefnego ładunku, co bardzo rozczarowało dziennikarzy obserwujących to wydarzenie.
Zdrada idei
Niby nic się nie zmieniło, a jednak Parlament Europejski zdecydowanie sprzeciwił się przywracaniu kontroli granicznych w strefie Schengen, jakie mogłoby nastąpić właśnie pod pozorem odprawy celnej. Napływ imigrantów i uchodźców nie jest ku temu wystarczającym powodem, stwierdzono w przyjętej na początku lipca rezolucji.