W połowie maja w rzymskim pałacu, nieopodal siedziby premiera, odsłonięto instalację „Śpiący Rycerz”. W przeszklonym sarkofagu spoczywa odlany w żywicy ponaddwumetrowy Silvio Berlusconi. Uśmiecha się słodko przez sen. Ubrany w nieodłączną granatową dwurzędówkę, z rozchełstaną koszulą i rozpiętym paskiem od spodni, na nogach ma wielkie czerwone kapcie z Myszką Miki. Twórcy Antonio Garullo i Mario Ottocento tłumaczą, że chcieli zderzyć otaczający przez lata Berlusconiego kult jednostki z tym, co dziś z tego zostało. A zostało całkiem sporo, choć krajem od pół roku rządzi nowy premier Mario Monti.
Na co dzień Włosi żyją losem swojej reprezentacji na Euro 2012 i groźbą bankructwa kraju wskutek kryzysu w Hiszpanii. Ale za sprawą dwóch równoległych procesów media niemal co tydzień przynoszą nowe, kompromitujące szczegóły pikantnych imprez w posiadłościach Berlusconiego, znanych w świecie pod nazwą bunga bunga. Określenie wywodzi się ponoć od kiepskiego dowcipu, z którego zarykiwało się otoczenie ówczesnego szefa rządu, a śmieszne miało być w nim to, że ktoś został poddany przymusowej sodomii. W Internecie można dziś przeczytać, że chodzi o „erotyczny rytuał z udziałem politycznego przywódcy i kilku nagich kobiet”.
Życie w haremie
Jak wynika z zeznań dawnych towarzyszek, 75-letni dziś Berlusconi utrzymywał własny harem. Ponad 30 młodych dziewcząt mieszkało na koszt premiera w posesji przy via Olgettina w Mediolanie. Stąd do włoskiego słownika weszło kolejne nowe określenie: olgettine oznacza dziś płatne, luksusowe kochanki. Berlusconiemu trudno odmówić hojności – swoje protegowane obsypywał drogimi prezentami (biżuterią, a nawet samochodami) i gotówką.