Bohaterowie: matka z dzieckiem pochodzące z kontynentalnych Chin, makaron oraz anonimowi mieszkańcy Hongkongu. Akcja w skrócie: mieszkaniec Hongkongu żąda, żeby turystka z Chin przeprosiła za to, że jej córka je w metrze, łamiąc prawo. Turystka odmawia przeprosin – cóż takiego w końcu się stało, dziecko było głodne. W wagonie wybucha karczemna awantura. Przyłączają się pasażerowie, stając po obu stronach. Ktoś wciska hamulec awaryjny. Przychodzi pracownik metra i wyjaśnia przyjezdnym: w metrze nie wolno jeść. Kobieta przeprasza po angielsku. Mieszkaniec Hongkongu rzuca: „Ooo, jednak zna język angielski”. Kłótnia wybucha na nowo. Mieszkaniec Hongkongu nie ma dosyć. Mówi: „Ci ludzie z kontynentu już tacy są”. Zdarzenie można obejrzeć w Internecie.
Wojna kulturowa
Echa tego niewinnego posiłku rozbrzmiały w całej chińskiej Azji. „To wojna kulturowa” – uderzył w wysoki ton publicysta „China Daily” Huang Xiangyang. Każdy Chińczyk wie, o co chodzi: mieszkańcy Hongkongu patrzą na krajan z kontynentu z góry. Dla nich to wieśniaki handlujące plastikową tandetą, które nie wiedzą, jak się zachować w mieście: głośno gadają, brudzą, plują, a bywa, że załatwiają się na ulicy. Najlepiej jakby nigdy nie opuszczali swoich ryżowych poletek. Profesor Uniwersytetu Pekińskiego Kong Quindong poszedł dalej – po obejrzeniu wideo z makaronem nazwał mieszkańców Hongkongu łajdakami, psami i złodziejami. W Azji ten zestaw nie należy do najmilszych. Nawet jeśli mówiąc „psy”, profesor miał na myśli tylko to, że są trzymani na smyczy przez Brytyjczyków.