Marek Ostrowski: – Opozycja skanduje dziś na ulicach Moskwy: „Rosja bez Putina”. Czy większość Rosjan rzeczywiście nie chce jego rządów?
Masza Gessen: – Najpierw wyjaśnijmy: w Rosji prawdziwej opozycji nie ma. Jest tylko ruch protestu. Opozycja to z założenia jakaś polityczna struktura: z jednej strony rządzący, z drugiej stawiająca im czoło zorganizowana opozycja. Natomiast ruch protestu z definicji nie może być siłą działającą logicznie, według konsekwentnej strategii. Raz jest cichszy, innym razem nabiera rumieńców. Po wyborach przygasł, później dał o sobie znać podczas inauguracji trzeciej prezydentury Putina i ostatnio w czasie Święta Rosji. Nie wiem, czy ostatecznie okaże się sukcesem i wreszcie przyciągnie tych, którzy zazwyczaj zostają w domach, a przychodzą tylko w chwilach najgłębszego poruszenia.
Wszystkie takie ruchy mają tę samą słabość. Protestujący są przekonani, że od lepszego życia oddziela ich jedna przeszkoda, wystarczy ją usunąć i życie stanie się lepsze. W Egipcie miał być nią zły Hosni Mubarak, w Rosji – Putin.
Ruch nie od początku miał antyputinowski charakter, nie od tego się zaczęło. W grudniu zeszłego roku ludzie częściej domagali się wolnych wyborów, niż krzyczeli „Rosja bez Putina”. Nie definiowali się jako ruch polityczny czy ruch przeciwko Putinowi, bardziej chodziło o sprawiedliwość, uczciwość i otwartość. Tyle że nie da się ich wcielić w życie, jeśli nie usunie się Putina. W Rosji jest bardzo duża grupa świetnie wykształconych i doświadczonych osób, które mogą zreformować kraj.
I co oni robią?
Większość pracuje w prywatnych przedsiębiorstwach, część ma własne firmy. W marcu setki osób, także przedsiębiorców, startowały w wyborach do władz lokalnych: zostali wybrani.