Decyzja nie przyszła mu z pewnością łatwo. „Jeśli w przypadku gwałtu zastosowany zostanie preparat zapobiegający zapłodnieniu, to jest on w moim przekonaniu, dozwolony” – nie pozostawiało jednak wątpliwości oficjalne oświadczenie Jego Eminencji.
Wyjaśnił w nim również, że – kierując się opinią lekarzy – musiał zmienić swoje poprzednie stanowisko wynikające z doktryny ochrony życia nienarodzonych. Fachowcy przekonali go bowiem, że nie każda pigułka”dzień po” jest środkiem poronnym, zapobiegając zagnieżdżeniu się zapłodnionej komórki jajowej. Ergo – istnieją preparaty, które nie prowadzą do zniszczenia życia poczętego, ponieważ w ogóle nie dopuszczają do zapłodnienia. I te mogą być stosowane”.
Stanowisko kardynala sprowokował przypadek 25-latki z Kolonii. Dziewczyna ocknęła się na parkowej ławce, pamietając jedynie, że jeszcze parę godzin wcześniej bawiła się wesoło na imprezie. Wezwany lekarz pogotowania, nie wykluczał, że podano jej tzw. koktajl gwałtu, alkohol z narkotykiem powodujący bezwolność i utratę pamięci. Polecił więc dziewczynie, by udała się do pełniącego ostry dyżur szpitala i poddała się badaniu ginekologicznemu. Okazało się to jednak niemożliwe - kolejno dwa szpitale prowadzone przez należącą do kolońskiej diecezji fundację nie chciały się nią zająć. Lekarze odmówili badania, powołując się na konflikt sumienia. Zgodnie bowiem z obowiązujacymi procedurami w ciągu 72 godzin po stosunku pacjentka mogłaby otrzymać pigułkę „dzień po”, zapobiegającą ciąży. Oni zaś nie chcieli sprzeniewierzać się normom etycznym obowiązującym pracowników instytucji podleglych Kościołowi, i to pod rygorem zwolnienia z pracy.Wyjaśnili, że nie mogą popierać jakiejkolwiek formy aborcji - stoją na straży życia nienarodzonych.
Komentatorzy podejrzewają jednak, że lekarze nie byli po prostu pewni, czy nie mają do czynienia z prowokacją. Dziennikarze z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” i „Kölner Stadt-Anzeiger” ustalili bowiem, że konflikty sumień zaczęły trapić medyków ze zdwojoną siłą po podstępnych kontrolach, przeprowadzonych przed rokiem w kolońskich klinikach. Stali za nimi ultrakatoliccy działacze z organizacji obrońców życia nienarodzonych, którzy wydelegowali do dziesięciu katolickich szpitali „testerkę” podającą się za ofiarę gwałtu. Receptę na pigułkę "dzień po" wypisano jej w co drugim, o czym informował donos do władz kościelnych. Skutki nie dały na siebie długo czekać. Przypadek lekarki – ofiary”testerki”, która straciła pracę, był wystarczająco pouczający dla środowiska.
Sprawa anonimowej 25-latki poruszyła Niemców. Politycy, zarówno z lewej, jak i prawej strony uznali za skandal pozostawienie jej bez pomocy. Socjaldemokraci zapewnili przy okazji, że dołożą starań, by pigułka”dzień po” była dostępna w Niemczech bez recepty, tak jak w innych krajach Europy Zachodniej. Zaprotestowali również lekarze, kórzy zarzucili duchowieństwu mylenie pigułki „dzień po” ze środkiem poronnym. Salomonowe oświadczenie kardynała Meisnera przyjęli więc z ulgą widząc w nim jasną wykładnię postępowania w przypadkach, gdy wierność kościelnej doktrynie stoi w konflikcie z przysięgą Hipokratesa. Co ciekawe, nikt już nie dzielił włosa na czworo i nie wnikał, czy dozwolona przez kardynała pigułka „dzień po”, nie jest jednak zabronionym przecież przez Kościół środkiem antykoncepcyjnym. Zawiera w końcu składnik antyowulacyjny uniemożliwiający jajeczkowanie, a więc zapłodnienie, tyle że w znacznie wyższej dawce niż w ogólnie dostępnych pigułkach antykoncepcyjnych.
Ważniejsze okazały się słowa przeprosin kościelnego dostojnika: „To, co sie stało zawstydza nas w najwyższym stopniu, ponieważ zaprzecza naszej chrześcijańskiej misji”. Było jasne, że kardynał Meisner ma na myśli powinność niesienia pomocy bliźnim w potrzebie.