Jacek Żakowski: – Czy można rządzić rynkiem?
Robert H. Wade: – Wszystkie rządy to robią.
Jak?
Organizują giełdy, regulują treść umów, określają, kto może oferować jakiś rodzaj usług, co można kupować i sprzedawać, różnicują podatki. Zachęcają do inwestowania w wybrane branże, tworząc warunki, w których mogą być bardziej rentowne niż inne, sprzyjają innowacjom, sponsorują badania naukowe w konkretnych dziedzinach, żeby przestawić gospodarkę z dziedzin niskomarżowych – jak masowa odzież, meble, górnictwo czy rolnictwo – na nowoczesne branże, takie jak informatyka, biotechnologia, nanotechnologia, gdzie wartość dodana, marże, płace są duże.
W Polsce przeważa opinia, że kiedy rząd ingeruje w rynek, marnuje pieniądze podatników.
Tak twierdzi ekonomiczna religia, dla której rynek jest bogiem. Rynek zawsze był jądrem kapitalizmu. Ale dopiero przemiana ekonomii z wiedzy w parareligię sprawiła, że przypisano mu nieomylność, wszechwiedzę, wszechmoc i wszechobecność. Częścią tej wiary jest sprzeczny z faktami pogląd, że rządy nie powinny ingerować w rynek.
Z jakimi faktami ten pogląd jest sprzeczny?
Ile niezachodnich państw stało się w ostatnich 200 latach rozwiniętymi gospodarkami?
Niewiele.
Szokująco mało! Japonia, Korea Południowa, Tajwan, Izrael, Rosja do lat 80. XX w. i Singapur, który jest bardziej miastem niż państwem. Co te kraje łączy? Aktywna rola państwa w gospodarce. Kreowanie rynków, stymulowanie ich, przekierowywanie przewag konkurencyjnych z niskich płac lub surowców na branże efektywnościowe. Wyznawcy ekonomicznej religii w czambuł by taką politykę potępili.
Pan ją akceptuje jako ekonomista?