Gospodarz przyjechał na targ kupić konia. Przebierał, zaglądał w zęby, w końcu mówi: Ten! Właściciel (w wersji prawicowej – Cygan) przeliczył gotówkę, pogratulował gospodarzowi i oddał mu wodze. Zadowolony nabywca, nie zwlekając, dosiadł konia i ruszył galopem. Zanim się jednak zorientował, koń poniósł go prosto na mur. Zwierzę nieprzytomne, jeździec zakrwawiony i wściekły krzyczy: Złodzieju, sprzedałeś mi ślepego konia! A sprzedawca na to: On nie jest ślepy, ino odważny.
Według lewicy ostatnie zdanie tej starej węgierskiej historyjki idealnie opisuje stosunek większości prawicowych wyborców do węgierskiego premiera Viktora Orbána. Jego karkołomne pomysły są przez nich uważane za pionierskie, jego wojenki z Brukselą to przejaw proroczych wizji. Taki wizerunek niemal na pewno przyniesie mu kolejny triumf w wyborach parlamentarnych, które odbędą się już 6 kwietnia. Pytanie tylko, czy ponownie zdobędzie konstytucyjną większość mandatów? Raczej tak, bo jak mówi jeden z jego głównych przeciwników, były premier Gordon Bajnai: „Te wybory będą wolne, ale na pewno nie uczciwe”.
Na pewno nie wystartuje w nich partia o nazwie Pies o Dwóch Ogonach. Jej liderzy obiecują Węgrom życie wieczne i darmowe piwo. Sami przyznają, że wykorzystują narzędzia absurdu, ale dodają, że na Węgrzech inaczej już się nie da. Normalne partie szukają aktywistów, Pies o Dwóch Ogonach szuka więc „pasywistów”. Orbán główną ideą swojej kampanii uczynił dalszą obniżkę cen usług komunalnych. Pies chce ich podwyżki. Twierdzi również, że ostatnie 10 mld euro pożyczki, którą Węgry zaciągnęły w Moskwie, to za mało i domaga się przyjęcia rubla jako obowiązującej waluty.