Jestem merem – afrodyzjakiem – oświadczył na spotkaniu z prasą żegnający się z tym stanowiskiem Bertrand Delanoë. To aluzja do imponującej liczby rodzących się w stolicy Francji dzieci – średnio 30 tys. rocznie (pierwsze miejsce we Francji). Socjalista Delanoë sprawował funkcję mera nieprzerwanie przez 13 lat. Prezentując pozytywny bilans swej działalności, myślał oczywiście o wyborach do rad miejskich 23 i 30 marca, w których paryżanie wybrali radnych dzielnic. Do nich należy z kolei wyłonienie nowego mera.
Przez długi czas faworytką sondaży była socjalistka Anne Hidalgo, dotychczasowa pierwsza wicemer, świetnie znająca teren, startująca z hasłem „Paris qui ose” (Paryż dla odważnych). W pierwszej turze rzeczywistość spłatała jednak figla – jej rywalka, była rzeczniczka przegranej kampanii prezydenckiej Nicolasa Sarkozy’ego, Nathalie Kosciusko-Morizet („Nowa Energia dla Paryża”) dostała 35,6 proc. głosów, wyprzedzając nieznacznie samą Hidalgo. Jednocześnie prawie 10 proc. wyborców głosowało na partię Zielonych – oznacza to, że zwycięstwo socjalistki w drugiej turze nie jest możliwe bez poparcia Zielonych.
Jeszcze w piątek 28 marca wszystko zależało od zaledwie dwóch z 20 dzielnic Paryża.
Niewątpliwie wyniki pierwszej tury wyborów lokalnych w całej Francji są policzkiem dla Partii Socjalistycznej, której grozi utrata Marsylii. To jednocześnie triumf nacjonalistycznego Frontu Narodowego, bo już na pewno pierwszy raz w historii przejmie samodzielną władzę w gminie – w Henin-Beaumont na północy kraju.
Paryż jednak to miasto na specjalnych warunkach.