Nigdy się tyle nie kłamie jak przed wyborami, w czasie wojny lub po polowaniu. Gdyby przyjąć tę starą, przypisywaną jeszcze Otto von Bismarckowi maksymę, należałoby z dużą ostrożnością podchodzić do wiadomości płynących z Rosji. Na przykład takiej: morale armii jest najwyższe od 17 lat, co w czerwcu ogłosił minister obrony Sergiej Szojgu. Albo innej obserwacji, tym razem popartej wnioskami socjologów z Fundacji Opinii Publicznej: Rosjanie uwierzyli w siłę armii. Na początku zeszłego roku 49 proc. z nich ufało, że wojsko zdoła obronić ojczyznę. Za to pod koniec tego lata, po aneksji Krymu, walkach separatystów w Donbasie i miesiącach militarnej propagandy, pewność tę zyskało 74 proc. To samo badanie wykazało, że w narodzie jest tylko 7 proc. defetystów. – Wróciła sytuacja naturalna dla Rosjan. Odzyskali sentyment do munduru i wiarę, że siły zbrojne są w lepszej kondycji, niż można by się spodziewać – mówi Andrzej Wilk, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Nie wszystkie jednak historyczne skojarzenia są wciąż prawdziwe. Nie ma już Armii Czerwonej, szykowanej do walki z NATO na wielkich przestrzeniach i po wyraźnie zarysowanych frontach przecinających kontynenty. Zlikwidowali ją rosyjscy przywódcy. Może oprócz symboliki, np. gwiazd na czołgach i samolotach oraz sprzętu pamiętającego czasy sowieckie, prawie wszystko się zmieniło. Przede wszystkim przeminął okres cywilizacyjnej smuty, która dopadła szeregi w latach 90.
1.
Rosja uczy się na swoich ostatnich wojnach. Fatalne doświadczenia ze źle przeprowadzanej kampanii w Czeczenii w 2000 r. zaprocentowały w Gruzji w 2008 r. Wojna z Czeczenami trwała pół roku, zaś z lepiej uzbrojonymi i przygotowanymi do starcia Gruzinami ledwie kilka dni. Natomiast obecna odmiana wynika z intensywnej modernizacji i najważniejszej rzeczy w wojskowości: pieniędzy.