Jego pierwsza żona Ivana nazwała go „The Donald” i tak zostało. Nie jakiś tam Donald, jeden z wielu, tylko ten jedyny i najważniejszy, którego znają wszyscy. Według Instytutu Gallupa 98 proc. Amerykanów wie, kim jest Donald Trump – miliarder celebryta, właściciel setek hoteli i kasyn, gwiazda telewizyjnego reality show i bohater tabloidowych opowieści o kolejnych żonach i kochankach.
W tych rolach zna go każdy, ludziom znudziły się już nawet dowcipy na temat jego groteskowej fryzury, ale w czerwcu Trump znowu zadziwił rodaków – ogłosił, że zamierza zostać prezydentem. Przyjęto to jako żart, jednak po miesiącu okazało się, że Trump przewodzi w sondażach wśród republikanów ubiegających się o partyjną nominację i gdyby wybory odbyły się dziś, to on byłby przeciwnikiem Hillary Clinton w wyścigu do Białego Domu. Mimo swej przewidywalności amerykańska polityka potrafi czasem zaskakiwać. Wybory odbędą się za rok i dużo się jeszcze może zmienić, ale popularność Trumpa wiele mówi o republikańskim elektoracie. A może i szerzej – o współczesnej Ameryce.
Twarz republikanów?
– Meksyk przysyła nam nielegalnych imigrantów, a to gwałciciele i handlarze narkotyków. (…) Trzeba wybudować szczelny mur na całej południowej granicy – oświadczył Trump w lipcu. Nawet świeżo zbiegły z więzienia boss narkokartelu Sinaloa Joaquin „El Chapo” Guzman poczuł się obrażony i zagroził Jankesowi zemstą.
Wypowiedź miliardera przeraziła szefów Partii Republikańskiej, która desperacko stara się o głosy hiszpańskojęzycznych wyborców. Latynosi, najszybciej rosnący elektorat, masowo popierają demokratów i republikanie pragnęli uniknąć tematu imigracji w rozpoczynającej się kampanii wyborczej. Trump zniweczył te plany.