Pusto się zrobiło wokół Berlina, stwierdził po polskich wyborach we „Frankfurter Allgemeine” Konrad Schuller. Zaś po sukcesach Frontu Narodowego we Francji „Die Welt” wycieniowała osobliwą mapę Europy: różowe Niemcy wielkiej koalicji, ściśnięte granatową obręczą państw, w których idą do góry narodowi konserwatyści – Polska, Czechy, Węgry, Słowacja, Austria, Szwajcaria, Włochy, Francja, Holandia, Dania, a także Grecja.
Czy to znaczy, że znowu ziszcza się Bismarcka „koszmar koalicji” wymierzonej przeciwko Niemcom? Nie – uspokaja Niemców w „Guardianie” Timothy Garton Ash. To tylko odrzucenie przez sąsiadów berlińskiej republiki merkelowej, czyli przede wszystkim polityki otwartych drzwi dla uchodźców z Syrii, która w ciągu trzech miesięcy przyciągnęła do Niemiec około miliona imigrantów.
Obręcz wokół Niemiec
Granatowej obręczy wokół Niemiec nie spaja żaden zaczepny sojusz przeciwko Berlinowi. Ale – zdaniem Jamesa Poulosa z „Foreign Policy” – to się może niebawem zmienić, ponieważ François Hollande po paryskim ataku islamistów oficjalnie wypowiedział wojnę tzw. Państwu Islamskiemu (PI) w Syrii i Iraku, ale faktycznie… Niemcom Angeli Merkel. Francja, urażona w swej dumie, że nie jest pierwsza wśród równych i od lat przesiaduje w Europie na ławce rezerwowych, zgłasza zdaniem Poulosa roszczenia do przywództwa wśród tych członków UE, którzy nie akceptują ideologii merkelizmu – kurczowego trzymania się paktu stabilizacyjnego euro i nieograniczonego przyjmowania uchodźców. To jest Francja, która mniej odwołuje się do republikańskich wartości 1789 r. – wolności, równości i solidarności – a bardziej do egoizmu narodowego, którego symbolami są Dziewica Orleańska i marszałek Pétain.