Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Panamska ściema Davida Camerona. Czy to skończy się jego dymisją?

Suzanne Plunkett/Reuters / Forum
Brytyjski premier przez kilka dni zaprzeczał, a w końcu przyznał, że i on trzymał pieniądze na „wyspie skarbów”.

W Wielkiej Brytanii premier jak żona cezara – musi być poza wszelkim podejrzeniem. Początkowo wyglądało, że jest bezpieczny. W dokumentach panamskich nie padło ani nazwisko Camerona, ani żadnego z jego ministrów. Była to tylko cisza przed burzą. Okazuje się, że także szef konserwatystów połasił się na procenty i trzymał pieniądze na „wyspie skarbów”.

Zaczęło się od niegroźnych pomruków wrogów Camerona: pieniądze inwestował w zamorskich funduszach jego nieżyjący ojciec Ian, jeden z pięciu dyrektorów rady nadzorczej funduszu Blairmore Holdings. To jednak były ogrzewane kotlety – stara afera, o której brytyjskie media wiedziały już parę lat temu. Doradcy i rzecznicy premiera próbowali wyciszyć i tę sprawę. Ale brytyjscy dziennikarze – także wolnych mediów publicznych BBC – nie odpuszczali. W końcu na pytanie, czy Cameron korzystał z kont ojca, padła dość wymijająca odpowiedź: „To prywatna sprawa premiera”. To tylko rozjuszyło żurnalistów.

Nie ma „prywatnie”

W Wielkiej Brytanii taki argument to blotka – nie tak jak w Polsce, gdzie pani premier mówi o kluczowych projektach zmian ustawy aborcyjnej, a potem publicznie się wycofuje rakiem, mówiąc, że mówiła prywatnie. W Londynie premier ma dość minimalne prawo do tak pojętej prywatności i nielogiczności. Na pewno nie w sprawach społecznych czy politycznych pierwszej wagi. Ma za to obowiązek spójnego stanowiska i mówienia prawdy. Albo zalicza maksymalną wpadkę, bo w końcu szydło wyjdzie z worka. Taką wpadkę zaliczył właśnie Cameron.

We wtorek przyparte do muru biuro przy 10 Downing Street oznajmiło w imieniu premiera, że z zamorskich funduszy nie korzystał. Wkrótce potem przemówił sam Cameron. Stanowczo stwierdził, że nie trzyma papierów wartościowych w podatkowych rajach, i przypomniał, jak wielokrotnie piętnował omijanie podatków przez wielkie firmy i zwykłych Brytyjczyków.

Reklama