Frans Timmermans nie przyjedzie w tym tygodniu do Polski. Rząd go oficjalnie nie zapraszał i ogłosił właśnie, że czeka na wizytę szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera.
Wiceszef Komisji Europejskiej był w Warszawie 5 kwietnia i wówczas po spotkaniach z przedstawicielami rządu zapowiedział, że wróci do Polski za dwa tygodnie. Miałby kontynuować rozpoczęty na początku kwietnia dialog z polskimi władzami. Teoretycznie więc powinien zjawić się u nas w tym tygodniu. To się jednak nie stanie, bo jak twierdzi minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, ani Frans Timmermans nie wystąpił z prośbą o zaproszenie, ani my go formalnie nie podtrzymaliśmy.
I chociaż teoretycznie Timmermans w czasie trwania procedury kontroli praworządności wobec Polski oficjalnego zaproszenia od naszych władz nie potrzebuje, to oczywiste też jest, że raczej sam z siebie, po cichu i bez oficjalnych zapowiedzi do Polski nie przyjedzie. Mamy więc pewność, że Holender na razie się u nas nie zjawi. Prawdopodobnie spokojnie analizuje teraz przywiezione z ostatniej podróży dokumenty. W końcu to sprawny urzędnik, który nie ma do sprawy emocjonalnego podejścia, więc krok po kroku realizuje przydzielone mu zadanie.
Tymczasem nad Wisłą minister Waszczykowski, który, przypomnijmy, jako pierwszy wpadł na pomysł poproszenia o opinię Komisji Weneckiej, teraz nie tylko podważa znaczenie opinii Komisji, ale też twierdzi, że nie jest istotne, czy Timmermans do nas teraz przyjedzie czy nie, bo on już wizytę odbył i kolejna jego podróż nic by już do sprawy nie wniosła. Teraz czekamy na odwiedziny szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera. Szef to jednak szef. Lepiej zawsze brzmi zapowiadanie wizyty szefa niż jego zastępcy, choćby pierwszego, jakim jest Frans Timmermans.