Z węgierską gospodarką nie jest dobrze. PKB urośnie w tym roku zaledwie o pół procenta. Spada produkcja przemysłowa, co ma ogromne znaczenie dla kraju żyjącego z produkcji samochodów. Premier Viktor Orbán zwołał niedawno nadzwyczajne spotkanie gabinetu w tej sprawie – tłumaczeń oczekiwano od jego dawnego ministra i twórcy polityki gospodarczej Fideszu. Strategia, polegająca m.in. na rozluźnieniu zależności finansowej od Zachodu, nacjonalizacji kluczowych sektorów państwa, poszerzeniu przywilejów socjalnych i liberalnej reformie podatkowej, miała postawić Węgry na nogi.
Autor tego planu György Matolcsy – od trzech lat prezes węgierskiego banku centralnego – miał jednak inne problemy na głowie. Musiał się tłumaczyć z afery, która może pogrzebać nie tylko jego karierę, ale też zatrząść całym systemem Orbána. Złośliwi zaczęli szeptać, że gospodarka Węgier upada razem ze swoim ministrem.
Dwa lata temu węgierski bank centralny utworzył sześć fundacji, które miały „zwiększyć świadomość ekonomiczną obywateli”. Przeznaczono na to – bagatela – miliard dolarów, czyli około 1 proc. węgierskiego PKB. Fundacje interesowały się wszystkim, tylko nie edukowaniem. Pieniądze wydawały m.in. na zakup rządowych obligacji, projekty prawicowych dziennikarzy, firmy związane z prorządowymi biznesmenami, nieruchomości, podróże do Afryki i luksusowe meble.
Kuzyni i szwagrowie
Pod koniec kwietnia, czyli zaraz po ujawnieniu tej afery, Matolcsy przekonywał, że fundacje są bytem prawnym niezależnym od banku centralnego. Mijał się z prawdą. W jednym przypadku – Fundacji PADA – sam Matolcsy zdecydował o pożyczce 150 mln euro małemu prywatnemu bankowi NHB i jego poprzednikowi evoBankowi. Ich właścicielem był Tamás Szemerey, kuzyn Matolcsyego.