Polityczny żart okazał się faktem. Trump już oficjalnym kandydatem na prezydenta
Od tego momentu wyścig będzie jeszcze bardziej wredny, niż był na etapie prawyborów, a jego ostateczny wynik jeszcze mniej przewidywalny.
Z konwencji republikanów zapamiętamy afery. Plagiat z Michelle Obamy, wybuczenie Teda Cruza, który wbrew naciskom i oczekiwaniom partyjnych działaczy nie poparł Trumpa, zbojkotowanie Trumpa przez republikańskich VIP-ów – obu Bushów, Romneya, McCaina. Konwencja pokazała, jak głębokie podziały w partii wywołał Trump.
Niektórzy Amerykanie porównują go do Reagana, inni do Nixona. Jeśli rację mają ci drudzy, to Trump zamiast pomóc Ameryce wtrąci ją w jeszcze większe polityczne opały. Zapowiedzią może być przemówienie Trumpa kończące zjazd partii. Trump powtórzył w nim swoje główne hasła, włącznie z obietnicą odgrodzenia się od Meksyku antyimigracyjnym murem i sloganami o uczynieniu Ameryki bardziej bezpieczną i potężniejszą. Jak konkretnie chce to uczynić, nie wiadomo.
Wiadomo za to, że w polityce zagranicznej Trump będzie siał jeszcze większy zamęt niż w krajowej. Dzwonkiem alarmowym jest jego nieodpowiedzialna wypowiedź o NATO, ale także zapowiedź wyrzucenia na śmietnik porozumień handlowych NAFTA i TTIP. W naszej części Europy groźnie mogą brzmieć słowa jednego z doradców Trumpa, że Putin będzie nim zachwycony. Oczywiście, że będzie, tak jak jest zadowolony z Brexitu, bo Brexit osłabia Unię Europejską, a Trump osłabi Amerykę na arenie światowej.
Trump jest w istocie amerykańskim izolacjonistą. Na tym zbudował swoją popularność. Dobrze wyczuwa nastrój znacznej części społeczeństwa, głównie białych mężczyzn. Kończy się czas wielkich ideologii politycznych, idzie czas populistów. Populiści w jednym są konserwatywni, w czym innym liberalni. Trump w mowie końcowej upomniał się o prawa społeczności LGBT, co dawniej na zjeździe republikanów byłoby szokiem.