Michelle Obama niedawno wygłosiła w stanie New Hampshire poruszające przemówienie. Za cel wzięła sobie Donalda Trumpa. Przekonywała, że Amerykanie muszą sobie zadać dziś jedno kluczowe pytanie: czy na pewno takiego człowieka chcieliby zobaczyć w Białym Domu? „Mamy kandydata, który w swoim życiu i ciągu tej kampanii mówił tak wstrząsające rzeczy o kobietach, że nie jestem nawet w stanie ich dziś tu powtórzyć” – przekonywała 52-letnia pierwsza dama. „Te haniebne uwagi o naszych ciałach, brak szacunku dla naszych ambicji i intelektu. To przekonanie, że możesz zrobić kobiecie wszystko, co zechcesz. To okrutne. To przerażające. To boli”.
Po występie Michelle Obamy w New Hampshire wpływowy konserwatywny komentator Glenn Beck przyznał, że „było to najlepsze polityczne przemówienie, jakie słyszał od czasów Ronalda Reagana”. A Hillary Clinton natychmiast wykorzystała je w spocie wyborczym. Pierwsza dama wniosła życie do jej kampanii. Niewątpliwie ma dar inspirowania słuchaczy, którego zupełnie brakuje pani Clinton. „Gdyby nie Michelle, Trump wygrałby te wybory” – powiedział Beck z charakterystyczną dla siebie przesadą, ale niezbyt wielką.
1.
Michelle Obama w New Hampshire nawiązała wprost do niezadowolenia wielu republikanów, którzy – tak jak Glenn Beck – najchętniej by się jednoznacznie odcięli od Trumpa. Szczególnie po ujawnieniu nagrań z 2005 r., w których ich kandydat twierdzi m.in., że gdy tylko widzi piękną kobietę, musi ją pocałować w usta. Bez względu na to, czy ona tego chce czy nie. Potem dodaje, że skoro jest sławny, może bezkarnie dotykać kobiet i obmacywać je. Po ujawnieniu nagrania Trump przepraszał i tłumaczył, że to tylko rozmowa jak ze sportowej szatni, między facetami.