Wieża z kości słoniowej
Nie należy bać się Trumpa, ale tego, co rozpalił w ludziach – gniewu, nienawiści i uprzedzeń
Kiedy sezon kampanijny w Stanach Zjednoczonych się rozpoczął, pracowałam w ukraińskim ministerstwie edukacji i nauki w Kijowie. Tamtejszy system edukacji wymagał reform po Majdanie. W tym samym czasie Trump chciał wznosić mur między USA i Meksykiem. Zdegradował Meksykanów, nazywając ich gwałcicielami i mordercami. Chciał zabronić muzułmanom wstępu do USA, przynajmniej dopóty, dopóki „nie uda się ustalić, o co w tym wszystkim chodzi”. Było to na długo przed opublikowaniem nagrań, które ujawniły skandaliczny stosunek Trumpa do kobiet.
Koleżanka z ministerstwa na Ukrainie zapytała, czy moim zdaniem Trump ma jakieś szanse zwyciężyć w tych wyborach. „Tak” – odpowiedziałam i wróciłam do swoich zajęć. Ale nie dawała za wygraną. Jak to? Dlaczego? Ale w Ameryce? Naprawdę? W tej Ameryce, gdzie wszyscy są sobie równi?...
Dlaczego ludzie głosowali na Trumpa?
Wyjaśniłam, że ludziom nie podoba się establishment, a w Hillary widzą nieuczciwą kryminalistkę. Nie miejmy złudzeń, dla większości wyborców to „wyimaginowane” oskarżenia, mało kto wczytał się w tzw. papiery Podesty – maile, które wyciekły do WikiLeaks, ujawniając, że Fundacja Clintonów dopuściła się oszustwa podatkowego. W rzeczywistości jednak większość ludzi, pod wpływem mainstreamowych mediów, bardziej skupiła się na tym, że Clinton używała prywatnej skrzynki pocztowej do celów służbowych. To wystarczyło, żeby uznać, że kłamie, że zdradza poufne informacje. Że coś tu po prostu nie gra.
Co więcej, wiele osób podejrzewa, że Hillary w sposób niejasny, potajemnie angażuje się w sprawy na Bliskim Wschodzie. Że dopuściła do rozkwitu ISIS. Mało kto spogląda na to szerzej i w dłuższej perspektywie. A przecież od 1953 r. niemal każdy prezydent Stanów Zjednoczonych wikłał się w konflikty na Bliskim Wschodzie, często ze wsparciem finansowym Arabii Saudyjskiej, o czym świetnie