Sojusz nad trumnami
Zabójstwo rosyjskiego ambasadora w Ankarze może jeszcze bardziej zbliżyć Turcję i Rosję
„To za Aleppo” – krzyczał zamachowiec, który w poniedziałek zastrzelił rosyjskiego ambasadora w Ankarze. Andriej Karlow, który w tureckiej stolicy otwierał właśnie wystawę zdjęć o Rosji, zmarł później w szpitalu. Sprawca, 22-letni Mevlut Mert Altintas, wdał się w strzelaninę z policją i sam również zginął.
Część mediów tureckich przypisuje mu związki z tzw. ruchem Gülena, organizacją religijno-społeczną, której obecna władza przypisuje zorganizowanie nieudanego zamachu wojskowego z 15 lipca. Teraz Gülenowcy mieliby dążyć do zerwania rodzącego się sojuszu Moskwa–Ankara. Ale nie ma na to dowodów.
Zamach może pomóc rosyjsko-tureckim relacjom
Motywacja zabójcy wydaje się inna – Rosja razem z reżimem Baszara Asada od miesięcy dopuszcza się zbrodni wojennych w Syrii, czego kulminacją były ostatnie tygodnie w Aleppo. Altintas mógł mieć jakieś osobiste związki z Syrią (mówił po arabsku). To oczywiście nie usprawiedliwia zabójstwa ambasadora, ale raczej wyklucza Gülenowskie teorie spiskowe.
Zamach nie nadweręży rosyjsko-tureckich relacji, a może im nawet pomóc. Było to jasne już w pierwszych godzinach po zamachu, gdy z orędziami wystąpili Recep Tayyip Erdoğan i Władimir Putin. Obaj mówili o „prowokacji” skierowanej w ich „przyjaźń”. I o tym, że w imię pamięci po ambasadorze Karlowie oba narody zbliżą się do siebie jeszcze bardziej.
Antyzachodnie „przymierze we krwi”
Trudno nie zauważyć, jak ogromną przemianę przeszły rosyjsko-tureckie relacje, odkąd w listopadzie 2015 r.