Najnowsze dekrety mają potwierdzić, że Trump spełnia obietnice wyborcze, i to natychmiast, bo jest „głosem ludu”. I że sprawi, że pociągi będą przyjeżdżały na czas.
Donald Trump się spieszy – już w pierwszym tygodniu swej prezydentury podpisał serię rozporządzeń wykonawczych (upraszczając: nazwijmy je dekretami, choć to nie to samo), które wcielają w życie jego radykalne zapowiedzi z kampanii wyborczej.
Dotyczą one głównie polityki imigracyjnej i walki z terroryzmem. Jeden dekret mówi o wyasygnowaniu funduszy na budowę
osławionego „muru” na granicy z Meksykiem, inny zaostrza przepisy o deportacji nielegalnych imigrantów, jeszcze inny cofa fundusze federalne dla „miast azylowych”, których władze odmawiają współpracy z rządem w ściganiu i deportowaniu nielegalnych.
Zaskoczeni nawet szefowie Pentagonu i CIA
Rozporządzenia antyterrorystyczne to przede wszystkim restrykcje na przyjmowanie uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu i wstrzymanie wydawania wiz dla obywateli sześciu państw muzułmańskich: Syrii, Iraku, Iranu, Libii, Somalii, Sudanu i Jemenu. Jest wreszcie dekret polecający departamentowi obrony i agencjom wywiadowczym „rozważenie”, czy wobec podejrzanych o terroryzm nie należałoby powrócić do stosowania tortur – stosowanych za rządów prezydenta Busha, ale zakazanych przez ekipę prezydenta Obamy.
Tym ostatnim pomysłem zaskoczeni są nawet szef Pentagonu James Mattis i dyrektor CIA Mike Pompeo. Wszystkie dekrety przygotowano bez konsultacji z zainteresowanymi resortami i agencjami, prawnikami, Kongresem. Ich autorami są trzej najbliżsi doradcy Trumpa: Steve Bannon, Stephen Miller i Mike Flynn, architekci jego nacjonalistyczno-natywistycznej strategii, która wyniosła go do Białego Domu.
Skąd wziąć 20 miliardów dolarów na mur na granicy?
Kiedy Obama wydawał dekrety, Republikanie oskarżali go, że uzurpuje sobie dyktatorską władzę i narusza konstytucję. Teraz milczą, ponieważ
Donald Trump to ich prezydent. Ale dyskretnie dają do zrozumienia, że się niepokoją. Skąd na przykład wziąć 20 miliardów dolarów na mur na granicy, skoro Meksyk już zapowiedział, że za niego nie zapłaci? Poza tym nie jest jasne, czy sądy nie zablokują dekretów, tak jak postąpiły w wypadku imigracyjnych rozporządzeń Obamy.
Ostatnim prezydentem, który tak szybko skorzystał ze swych uprawnień władzy wykonawczej, był Ronald Reagan. Trumpiści lubią porównywać rządy swojego wodza do reaganowskiej rewolucji w latach 80. Ale Reagan zmieniał Amerykę w atmosferze optymizmu i nadziei.
Trump głosem Amerykanów?
Trump jedzie na fali frustracji i gniewu. Najnowsze dekrety mają potwierdzić, że Trump, w odróżnieniu od typowych polityków, spełnia obietnice wyborcze, i to natychmiast, bo jest „głosem ludu”, i że sprawi, że pociągi będą przyjeżdżały na czas. Mur i inne antyimigracyjne restrykcje to pomysły bardzo popularne wśród wyborców „The Donalda”, czyli białej większości populacji USA, pragnącej przymknięcia bram Ameryki przed przybyszami z pozaeuropejskich kontynentów.
Ale dlaczego Trump tak się spieszy? Bo zdaje sobie sprawę, że z innymi populistycznymi postulatami nie pójdzie mu tak łatwo. Przede wszystkim z obietnicą nowych miejsc pracy. Republikanie w Kongresie nie są zachwyceni jego planami protekcjonistycznymi – przywracania barier handlowych, co może doprowadzić do poważnych zaburzeń gospodarki. Ani pomysłem rządowych inwestycji w odbudowę i renowację infrastruktury transportu, co powiększy deficyt budżetu.
Sielanka między nowym prezydentem a GOP nie będzie trwała długo.