Kryzys koreański – instrukcja obsługi
Kim Dzong Un szykuje się do wojny. Są powody, żeby się bać?
Scenariusz wiosennych kryzysów jest podobny. Komuniści podgrzewają atmosferę, np. wbrew sankcjom ONZ odpalają rakiety. Tak długo jak toczą się manewry Kim Dzong Un straszy m.in. wyprzedzającym atakiem, także jądrowym, na sąsiada z Południa i Stany Zjednoczone. Kim Dzong Unowi zdarzyło się już podczas jego krótkiego panowania, że w takim czasie ćwiczeń ogłosił rozpoczęcie wojny, a później, gdy przeciwnik nie podniósł rzuconej rękawicy, ogłosił, że bohatersko w tej wojnie zwyciężył.
W ten sposób Kim snuje kokon bezpieczeństwa. Nikt nie pali się do odebrania władzy okrutnemu i nieobliczalnemu facetowi, który dysponuje bronią jądrową i rakietami, mogącymi prawdopodobnie przekraczać oceany.
W tym roku do zwyczajowej konfiguracji dochodzą nowe okoliczności: zgładzony w lutym na lotnisku w Kuala Lumpur przyrodni brat satrapy i tarcza rakietowa w Korei Południowej, rozstawiana właśnie przez Amerykanów.
Komu nie podoba się amerykańska tarcza antyrakietowa?
Morderstwo skuło lodem relacje Malezji i Korei Północnej, dotąd żyjących w dobrych stosunkach. Teraz oba państwa, zaczęli Koreańczycy, wzięły swoich obywateli za zakładników, nie pozwalają im wrócić do ojczyzny. Ograniczenia dotyczą do kilkudziesięciu osób, głównie dyplomatów. Rzecz jednak nie w liczbie, a w randze symbolu. Otwierając nieoczekiwanie front malezyjski, Kim znów punktuje jako przywódca zdecydowany, mający w nosie międzynarodowe konwencje.
Natomiast tarcza ma bronić Południe i stacjonujących tam Amerykanów przed atakiem z Północy, zdaniem ekspertów trudno użyć jej do jakichś innych celów.