Decyzja zastępcy prokuratora generalnego USA Roda Rosensteina zaskoczyła obserwatorów. Przecież sam niedawno ogłosił, że to za jego radą Donald Trump zwolnił dyrektora FBI Jamesa Comeya, który prowadził śledztwo w sprawie wpływania Rosji na wynik amerykańskich wyborów.
W środę wieczorem Rosenstein powołał specjalnego, niezależnego prokuratora do wyjaśnienia tej kwestii. Zbada on, czy Rosjanie, którzy w czasie zeszłorocznej kampanii prezydenckiej dostarczali WikiLeaks materiały mające pogrążyć Hillary Clinton, koordynowali swe działania ze sztabem Trumpa. To rewelacyjna wiadomość, wzmacniająca wiarę w amerykańską demokrację. Specjalnym prokuratorem został Robert S. Mueller, były szef FBI, sprawujący to stanowisko w latach 2001–2013.
Choć zarejestrowany jako Republikanin, cieszy się powszechną reputacją uczciwego, nieulegającego politycznym naciskom funkcjonariusza aparatu sprawiedliwości. W 2004 r. (wraz z ówczesnym wiceprokuratorem generalnym Comey’em) postawił na szalę własną posadę, sprzeciwiając się kontynuacji podsłuchów telefonicznych Amerykanów zarządzonych po ataku 9/11 przez Busha i skłonił prezydenta do zmiany planów.
Można więc liczyć, że prowadząc dochodzenie w sprawie rosyjskich kontaktów trumpistów, będzie się starał wyjaśnić sprawę do końca. Zależy to jednak też od tego, kogo prezydent mianuje na miejsce Comeya – gdyż nawet niezależny prokurator musi polegać na materiałach zbieranych przez FBI. Tweety Trumpa po powołaniu Muellera – zarzuty, że wspomniane śledztwo to „polowanie na czarownice” – każą podejrzewać, że na następcę wyrzuconego dyrektora wybierze kogoś mniej niepokornego.
Czy prezydentowi USA grozi impeachment?
Reklama